poniedziałek, 23 marca 2015

Chapter sixteen

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem!

Nerwowo zaczęłam błąkać się po korytarzu. Cały czas przyglądałam się w okno w kuchni. Już nie czułam się bezpiecznie. On tu jest. Jestem pewna, że wie, że Oliver o wszystkim już wie. Oboje już nie jesteśmy bezpieczni. Dlaczego ja to zrobiłam ? To przeze mnie tylu ludzi może teraz cierpieć. Schowałam twarz w dłoniach i odgarnęłam blond kosmyki do tyłu, czując jak z mojego czoła spadają kropelki potu.
Wyjrzałam przez ścianę w korytarzu. Chłopak zniknął mi z pola widzenia. Dokładnie przyjrzałam się otoczeniu za domem. Nie zauważyłam tam ani jednej żywej duszy. Korzystając z okazji, na palcach podreptałam do białej lodówki i ściągnęłam z niej karteczkę z numerem. Złapałam za swoją komórkę. Czułam jak drżą mi dłonie. Nerwowo wpisałam dziewięciocyfrowy ciąg i przystawiłam telefon do ucha i po kilku sekundach w komórce usłyszałam ciepły i zmartwiony głos bruneta.
– Renesmee niedługo wrócę...Potrzebujesz czegoś ? – zapytał, a ja zaczęłam cicho szlochać do telefonu. Nie potrafiłam się opanować. Gdy usłyszałam uderzenia w szybę, wzdrygnęłam się i przesunęłam się w głąb korytarza, stając przy drewnianej szafie.
– Renesmee powiedz coś!  – był bardzo zdenerwowany, tak jak ja. Nerwowo zaczęłam stukać w drewniane drzwiczki mebli.
–  Przyjedź proszę. – wyszeptałam i usłyszałam jak drzwi zostają wywarzane i zaraz potem z hukiem opadają na ziemię. Rzuciłam telefonem i zerwałam się na równe nogi. Pobiegłam wzdłuż korytarza i w szybkim tempie wskoczyłam do wcześniejszego pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi. Osunęłam się po drzwiach. Poczułam jak wszystko dookoła mnie wiruję. Zapomniałam o bólu, który mi doskwierał. Byłam cała sparaliżowana strachem, nie potrafiłam realnie myśleć, a gdy poczułam, że drzwi się otwierają i z wielkim zaangażowaniem odsuwają tym moje ciało, poczułam się przegrana, nic nie warta. Byłam zbyt słaba by walczyć. Zespuł mnie psychicznie i fizycznie. Jeszcze nikomu się to nie udało, a jemu tak.
Opadłam zwinnie na zimną podłogę, lekko uderzając w kant szafki nocnej. Z oddali czułam jego zimny oddech, który powiewał na moją bladą skórę. Czekałam na jego dalszy ruch, lecz chłopak stał w tym samym miejscu i nie zmieniał swojego położenia. Chyba czekał na mój ruch.
Zdezorientowana obróciłam głowę i spotkałam się z jego morderczym wzrokiem, który spoglądał na moją osobę. Jego podarte od krzaków dżinsy i potargane włosy przykuły moją uwagę. Bałam się, że coś zrobie źle, a wtedy on wykona swój kolejny ruch.
– Wygadałaś się – warknął i zbliżył się w moim kierunku. Stanął nade mną i uważnie mi się przyglądał. – Myślałaś, że mnie przechytrzysz, pisklaku ? – zapytał lekko unosząc lewą brew.
Zatrzęsłam się lekko i opatuliłam ciało rękoma.
Chłopak uklęknął przy mnie i dotknął prawej dłoni, zamykając ją w swojej.
– Zostaw mnie! – warknęłam i próbowałam wyrwać dłoń, lecz mi to uniemożliwił. – Dlaczego to wszystko robisz ? Nikomu bym nie powiedziała o waszych wybrykach – powiedziałam ciągłym tekstem.
Chłopak głośno się zaśmiał, po czym spojrzał głęboko w moje oczy.
– Tu nie chodzi tylko o głupią zabawę pisklaku.
– Więc o co ? – zapytałam złamanym głosem. Po moich policzkach spływał strumyk łez. Poczułam jak jego ciepła dłoń dotyka mojego polika i wyciera kilka pojedynczych łez. Gdy złapał za kosmyk moich blond włosów, zakręcił go sobie w okół palca i spojrzał w moje błękitne tęczówki.
– Potrzebuję zemsty! –warknął.
Zatrzepotałam oczami. Czyli to nie koniec?  Nie da mi spokoju?
Poczułam jak wszystko wokół mnie się obraca wokół własnej osi. Wszystko było takie inne. Rozmazana postać Louisa, wycelowała pięścią w moją twarz i zwinnym ruchem skierowała się w moją osobę. W tamtej chwili poczułam, że to koniec. Mój własny koniec. Nie do końca tak go sobie wyobrażałam, ale chyba powinnam się z tym wszystkim pogodzić. Odejść z dumą, że mimo wielkiego trudu, jakoś to wszystko wytrzymałam. Przecież spotkałam tylu dobrych ludzi na drodze. Kocham ich, gdyby nie oni, nie byłabym gotowa, ale jestem.
Poczułam jak ktoś mną lekko potrząsa, a moje ciało podskakuje w rytm muzyki.
Do moich uszu dobiegł wielki krzyk lokowanego i syczenie Tomlinsona.
Przetarłam leniwie oczy i złapałam się poręczy kanapy, aby przyjąć pozycję siedzącą.
Brunet przystawił Louisowi pistolet do skroni, a drugą ręką przytrzymywał go w klatce. Czułam ogromną ulgę. Do pokoju wpadło kilku policjantów i postawili blondyna na ziemię. Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Pozbyłam się go. Pozbyłam się mojej największej zmory. Zauważyłam jak jego usta, wykrzywiają się i coś próbują mi przekazać. ''Znajdę cię''... Już się nie bałam. Go już nie ma, wreszcie mogę od tego wszystkiego uciec.
Poczułam czyjeś ciepłe ramiona, oplatły mnie dookoła i mocno przyciągnęły do siebie. W końcu czułam się taka bezpieczna. Jak nigdy. Teraz mogę zacząć od nowa normalne życie.Moje wymarzone życie.
- Zawieziesz mnie do internatu ?
Odwróciłam głowę w jego stronę.Chłopak Nie był zadowolony.Cicho coś mruknął, po czym postawił mnie na ziemię i spojrzał leniwie w moje oczy.
- Bądź szczęśliwa Renesmee
- Ale...
- Żadnego ale. On już nie wyjdzie przez długi okres czasu Renesmee. Nawet nie wiesz ile czasu zajęło nam zdemaskowanie go.
Wykrzywiłam niechętnie usta i spojrzałam w zatroskane tęczówki, z nutką zieleni.
- Jesteś bezpieczna. Już nic ci nie zrobi.
Kolejny raz wtuliłam się w ciepły tors chłopaka. Czułam ogromną ulgę. Jak nigdy.
Wtem usłyszałam donośny dzwonek SMS. Natychmiast zerwałam się z miejsca i wstukałam kod pin.wcisnęłam żółtą ikonkę i zaczytałam się w treści wiadomości.

Od Kylie:

Moje życie właśnie się skończyło.

JJejku , przepraszam was bardzo za tak spóźniony rozdział i to jeszcze taki krótki.
Nie wiem kiedy następny. Za miesiąc egzaminy i muszę się teraz na nich skupić. Mam nadzieje, że mniej zrozumiecie. Ten miesiąc będzie strasznie trudny. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.
Po egzaminach będzie inaczej. Mam tyle pomysłów na jeszcze wiele innych opowidań, ale to nie teraz.
No to do następnego. Mam nadzieję, że szybko. Na pewno pojawi się jak nie za tydzień, to za dwa.

niedziela, 15 marca 2015

Chapter fifteen

Chapter sixteen - 20.03

Promienie słońca przedostały się przez okno, przez co zaczęło mi doskwierać. Obróciłam na bok głowę. Kroplówka powoli się kończyła, a w okolicach żeber poczułam ogromny ból. Złapałam się za nie i wykrzywiłam usta z grymasem i cicho pisnęłam z bólu. Nie zorientowałam się, że z moich oczu już od kilku sekund wypływa gromada łez. Skuliłam się w kłębek i usłyszałam zgrzyt klamki. Czułam jak narasta we mnie strach. Nie potrafiłam opanować emocji. Nie potrafiłam skupić własnych myśli. Drzwi się uchyliły, a do środka wszedł znajomy mi chłopak z burzą loków na głowie i zielonymi tęczówkami, mieniącymi się w świetle słońca. Nie spodziewałam się jego. Dlaczego mnie porwał? Myślałam, że jest nie groźny, ale chyba nie powinnam mu ufać. Zbliżył się do mnie, a ja momentalnie przysunęłam się bliżej ściany i opatuliłam się do szyi kołdrą.
– Nie bój się mnie – zapewnił, lecz nie potrafiłam tego zrobić. Byłam przerażona całą sytuacją. Poczułam jak ręce mi drżą ze strachu, gdy chłopak uklęknął przed moim łóżkiem i wyciągnął w moją stronę dłoń. Widząc moją reakcję, zabrał ją. Z powrotem i oparł dłonie na materacu.
– Zostaw mnie, proszę – powiedziałam błagalnym tonem i spojrzałam w jego kierunku. Miał zmartwioną minę. Uważnie przyglądał się mojemu zachowaniu. Widziałam troskę w jego oczach. Próbowałam się go nie bać, ale nie potrafiłam.
Zrezygnowano podniósł się i na chwilę opuścił pomieszczenie. Trochę mi ulżyło.
Lokowaty wrócił po kilkunastu minutach i z powrotem zajął swoje wcześniejsze miejsce. Wyciągnął z powrotem dłoń, w której trzymał małą kapsułkę.
– Weź ją. Widzę przecież, że cię boli.
Spojrzałam w oczy chłopaka. Nie byłam pewna, czy powinnam wziąć je od niego, lecz po krótkiej chwili namysłu, wygramoliłam dłoń, spod kołdry i zetknęłam się z jego ciepłą dłonią, zabierając kapsułkę. Przyjęłam pozycję siedzącą i złapałam za szklankę, którą dostałam od porywacza. Wrzuciłam tabletkę do ust i wzięłam kilka łyków cieczy do ust. Zielonooki zabrał odr mnie przedmiot i odstawił go na stolik za rogiem, ja, natomiast ułożyłam z powrotem głowę na poduszce, a chłopak przykrył mnie kołdrą, wyprzedając moje starania. Usiadł obok mnie i spojrzał na moją osobę.
– Wiem, że się mnie boisz Renesmee. – pogłaskał mnie lekko po głowie, lecz szybko ją odepchnęłam. – Nic ci nie zrobię. Staram się ci pomóc mała.
Poczułam jak ciężko wzdycha, wypowiadając ostatnie zdanie.
Czułam, że się o mnie martwi, ale dlaczego?
– Dlaczego mnie porwałeś?  Kim jesteś? – zapytałam przez łzy. Był bardzo przejęty moim zachowaniem, lecz byłam już na skraju wytrzymałości. Czułam jak powoli słabnę, lecz nie dawałam za wygraną.
– Louis cię obserwował. Kiedy zdałem sobie sprawę, że jesteście w niebezoieczeństwie, ty i Oliver, zrobiłem wszystko, aby tak nie było.
– Co z Oliverem? - zapytałam, niemal krzycząc. Właśnie zdałam sobie sprawę, że tamtego dnia wyznałam mu całą prawdę. Chciał narazić dla mnie życie. Dlaczego pozwoliłam na to, a nie powinnam. To nie jego wina, że znalazłam się w złym miejscu, w niewłaściwym czasie. Lokowany spojrzał, na moje zaszklone tęczówki i złapał ze mną kontakt wzrokowy.
– Jest bezpieczny. Zwolnił się na kilka dni i wrócił do Irlandii.
Uśmiechnęłam się do chłopaka i odetchnęłam z ulgą. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało.
Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
Moje serce przyspieszyło, a ja spojrzałam na chłopaka. Coraz ciężej mi było oddychać.
– Podaj, podaj mi wodę. – poprosiłam, a chłopak momentalnie zerwał się z miejsca i podał mi szklankę wody.
Usadził mnie na łóżku i delikatnie pomógł mi się napić.
– Wszystko dobrze?
– Tak. Już lepiej – odpowiedziałam i z powrotem ułożyłam się na swoje miejsce. Cały czas przyglądałam się lokowanemu. Był dziwnie miły i troskliwy. Nie wyglądał na porywacza lub osobą, która chciałaby mnie zabić. Był dla mnie zagadką, której nie potrafiłam rozwiązać. Więc kim jest? Dlaczego nie chce mi powiedzieć?
Nawinęłam kosmyk włosów na palec i zaczęłam się nimi bawić. Chłopak na chwilę się roześmiał, a gdy na niego spojrzałam, przybrał poważną minę.
– Pojadę po twoje rzeczy do internatu. Potrzebujesz jeszcze coś oprócz tego? – zapytał, a ja od razu oderwałam się od zabawy i spojrzałam przestraszonym wzrokiem. Przecież nie mogę tu zostać. Jest dla mnie obcą osobą, która z niewiadomych przyczyn mnie porwała.
On jest chyba jakimś psychopatą.
– Ja.. Ja chce wrócić – wyszeptałam.
Chłopak na chwilę przystanął i uważnie mi się przyjrzał. Przymrużył powieki, nie odrywając wzroku od mojej osoby.
– Możesz mi zaufać Renesmee. Jak wrócę, to ci wszystko wytłumaczę, obiecuję.
Wyszedł, zostawiając mnie samą. Jak mogę mu zaufać? Po tym wszystkim, co przeszłam. Chyba nie potrafię.
Niechętnie wstałam z łóżka i z ogromnym bólem, skierowałam się w stronę drzwi. Gdy usłyszałam gruchot odjeżdżającego auta, złapałam za klamkę i wyszłam na korytarz, który prowadziło wielkiego salonu. Dookoła było wiele okien, a na środku wielka kanapa, z telewizorem na ścianie. Dookoła widniały ceramiczne wazony i dużo zieleni w doniczkach.
– Pięknie – wyszeptałam do samej siebie i ciągłym korytarzem, powędrowałam dalej. Znalazłam się w kuchni. Chyba spodziewał się, że tu przyjdę, gdyż dookoła były ponalepiane naklejki, instrukcją gdzie co jest. Na lodówce wisiał jego numer, a na środku stał ogromny talerz z jedzeniem.
Uśmiechnęłam się do siebie. Ten chłopak to wielka tajemnica. Usiadłam przy stole i złapałam za wczorajszą gazetę. Otworzyłam na krzyżówkach i z nudów, zaczęłam wpisywać w puste kwadraty słowa.
Gdy usłyszałam dźwięk sms, zerwałam się na równe nogi i powolnie dreptając złapałam za swój telefon z komody.
To od Kylie. Otworzyłam sms i przeczytałam na głos.
'' Pomóż mi''.
Cała drżałam. A jeśli on coś jej zrobił ? Nie potraiłam już myśleć racjonalnie.
Zdezorientowana wybrałam numer dziewczyny i przyłożyłam telefon do ucha. Słyszałam tylko odbijające się echo. Wybrałam jeszcze raz jej numer. Odbierz, proszę – pomyślałam i w duchu zaczęłam się modlić, żeby nic jej się nie stało.
– Kylie?  – zapytałam. Po drugiej stronie usłyszałam głośne szlochanie i czyjeś krzyki. – Kylie powiedz coś. Błagam. – wyszeptałam i poczułam jak z moich oczu ulatniają się pierwsze łzy.
– Renesmee on.. on po ciebie idzie. Rene pomóż mi on się do mnie dobija, on ma bicz,  on znowu mi to zrobi Rene.
– Kylie, uspokój się. Kto ci coś zrobi?  Kto po mnie idzie? – zapytałam, lecz nie usłyszałam odpowiedzi. Zamiast tego usłyszałam głośny krzyk, i rumot wyłamywalnych drzwi. Połączenie się przerwało. Czułam jak cała buzuję. Nie panuję nad sobą.
Rzuciłam telefonem o ziemię i osunęłam się po ścianie cicho szlochając. Wtem usłyszałam cichy szelest za oknem. Przełknęłam głośno ślinę i delikatnie wstałam, chowając się za rogiem ściany. Skupiłam się na oknie po środku kuchni. Ciemna postać co chwila, przemiszczała się coraz bliżej domu lokowanego. Rozpoznałam ten kolor kurtki – z nszywką firmy po prawej stronie i białymi paskami na dole. Wzięłam głęoki oddech i wycofałam się do tyłu i usiadłam na zimnych kafelkach. Tomlinson. Znalazł mnie.

Przepraszam, że tak późno dodaję. Nie dałam rady dopisać wcześniej. Byłam już zbyt zmęczona.
Jak wrażenia po rozdziale?  Jak myślicie kim jest Harry i kto chce coś zrobić Kylie?
Czekam na wasze komentarze, których jest coraz mniej. :(
No nic. Do następnego.
Czytasz=komentujesz

Ps. Jak wam się podoba nowy szablon ?

niedziela, 8 marca 2015

Chapter fourteen

Chapter fifteen - 15.03

Dookoła wszystko się rozmazywało, a przed sobą widziałam wielką czarną plamę. Gdy poczułam czyjś dotyk na mojej dłoni momentalnie się ocknęłam. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Postanowiłam poddałać się chwili rozkoszy. Pierwszy raz od dawna poczułam ciepło, a przede wszystkim bezpieczeństwo.
Zamrugałam kilkakrotnie powiekami. Próbowałam przezwyczajić oczy  do rażącego je światła. Ponowiłam czynność i przez przymrużone oczy zauważyłam dwie znajome mi twarze. Odwzajemniłam uścisk i wlepiłam w nich swoje ślepia.
– Mamo.... - wyszeptałam.
Widziałam jak z jej oczu wylatują pojedyncze łzy. Dużo się zmieniła od ostatniego razu. Trochę przybrała na wadzę, a jej włosy zyskały jaśniejszy odcień. Kobieta wyciągnęła obie dłonie i szczelnie zamknęła mnie w swoim uścisku. Słyszałam jej głośny szloch, który roznosił się po całej sali chorych, zwracając na sobie uwagę innych pacjentów.
– Nie płacz – wydukałam i sama jej zawtórowałam. Byłam taka szczęśliwa, że tu jest. Że jesteśmy tu wszyscy razem.Ze smutnym uśmiechem, kobieta końcami rękawów wytarła mokre poliki i delikatnie odsunęła się ode mnie, pozostawiając swoją dłoń z powrotem na mojej. Odwzajemniłam uścisk i posłałam jej ciepłe spojrzenie.
– Już nigdy nam tak nie rób. Baliśmy się. – pogłaskała mnie po głowie i spotła nasze dłonie. Mike natomiast zawisł na szyi kobiety i przyglądał mi się z uwagą. Widziałam, że był bardzo przejęty całą sytuacją, ale nie to było teraz ważne. W końcu czułam przy sobie ich bliskość.
Z mamą ierwszy raz z nią tyl rozmawiam. Dopiero teraz czuję, ile czasu straciłam, swoim zachowaniem. Ile złego wyrządziłam swoim rodzicom. I ponownie wyrządzam – upomniała mnie moja podświadomość. Wróciłam na ziemię i ponownie spojrzałam w tym razem poważne twarze rodziców.
– Wracasz do domu córeczko. – zaczął Mike, a Mia kontynuowała.  – Nie pozwolimy cię nikomu skrzywdzić. Nikomu, słyszysz? –zatopiłam wzrok w jej smutnych tęczówkach, które z wielką troską wpatrywały się w moją osobę. Moja twraz przybrała bledszych kolorów. Zaczęłam sobie wszystko przypominać. Wszystkie wyrządzone mi krzywdy. Louis'a... krew... jego zimne dłonie.
– Dokończę semestr, mamo. Zostały dwa tygodnie – powiedziałam stanowczym tonem.
Nie mogę teraz od tak zniknąć. Pożegnam się i wyjadę. Wtedy będę na to gotowa.
Odwróciłam lekko głowę. Musiałam na chwilę pomyśleć, ale gdy zobaczyłam bruneta, totalnie się roztopiłam. Tak długo go okłamywałam. Dalczego on nadal tu jest ? Dlaczego tak się martwi ? Przecież zachowałam się jak wredna suka, wobec niego. Ponownie spojrzałam na Olivera.
Siedział na krześle, ze spuszczoną głową, a z jego  oczu wypływało miliony łez.
– Zawołasz go?  – zapytałam, nie odrywając od niego wzroku.
Dopiero po chwili poczułam jak wstaje z miejsca i niechętnie opuszcza salę. Gdy znalazła się przy Oliverze, na chwilę zerknęła w moją stronę i posłała mi smutny uśmiech. I wtedy on spojrzał na mnie. Wlepił we mnie swój wzrok. Jego tęczówki były takie ciemne. Skierował się w stronę drzwi.
Miał lekko potargane włosy i podkrążne oczy. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie.
– Nie usiądziesz ? – Chłopak nie odrywając ode mnie wzroku, złapał za krzesło obok i ustawił je wprost przy moim łóżku. Był bardzo zdenerwowany, co przyprawiło mnie o gęsią skórkę.
Lecz jednocześnie wyglądał tak niewinnie. Jakby się czegoś bał.
– Kto ci to zrobił?  –zapytał poważnym tonem. Wiedziałam, że już teraz trudno mi będzie się z czegokolwiek wywinąć. W kopałam się. Tak bardzo się wkopałam.
Po jego zachwowaniu, czułam, że tym razem nie odpuści . Nie da zawygraną. To już za daleko za szło. Powinnam choć trochęmu zaufać. Tyle dla mnie zrobił, a ja? Jestem wredną kłamczuchą.
Tylko co będzie jak pozna prawdę ? Co się stanie ze mną, a co najgorsze z nim ? Louis nie odpuści. I tak posunął się już daleko. Gdy będzie tylko chciał, zabije mnie. On jest nieobliczalny.
Wróciłam myślami do Olivera. Wyglądał na bardzo wkurzonego. Bałam się, że zaraz wybuchnie.
– Oliver...  – złapałam za jego dłoń, którą natychmiast wyrwał. Nigdy taki nie był. Jeszcze nigdy nie widziałam, go w takim stanie.
– Kto do jasnej cholery ci to zrobił?  –  zapytał ponownie i gwałtownie wstał z krzesła.
Był bardzo wkurzony. Bałam się go. Nie okłamię go. Już nie. Jestem gotowa. Nareszcie, mogę mu powiedzieć.
– Uspokój się. – poprosiłam.  Chłopak poprawił koszulę i z powrotem  wrócił na swoje miejsce. Wlepił z powrotem we mnie swój wzrok i czekał na dalsze moje posunięcie. Teraz już się nie wykręcisz Renesmee. Wzięłam głęboko wdech i spuściłam wzrok, tak aby nie musieć patrzeć mu w oczy.
– Pierwszego dnia, kiedy znalazłeś mnie na korytarzu. – na chwilę przerwałam, by móc spojrzeć na jego twarz. Czekała na dalszy ciąg z zaciekawieniem. Już nie była taka jak wcześniej. Przybrała łagodniejszych kolorów, a oczy nie były już tak ciemne jak wcześniej. – Usłyszałam dziwne dźwięki. Z ciekawości wyszłam z pokoju. Głosy dochodziły z pokoju obok i były bardzo głośne, lecz nie na tyle, by mógł się zainteresować tym ktoś z dorosłych. Zerknęłam przez dziurkę klucza i zobaczyłam...– złapałam się na chwilę za usta.  –Oni.. On.. ją gwałcili rozumiesz, okaleczali, odurzali. Nie pozwolili na ucieczkę . Nie zauważyłam, że jeden z nich, na chwilę zniknął. Nie wiedziałam, że mnie słyszał. I wtedy  przyszedł i... On..obiecał mi, że pożałuję. Od  tego czasu to trwa.– cicho westchnęłam. Poczułam ulgę, że mu powiedziałam.
– Co trwa?  Rene, kim jest kurwa On!?  –warknął, a z moich oczu wyleciało kilka pojedynczych łez.
Nie chciałam takiej rekacji, Nie chciałam, aby tak zareagował. I co teraz ?
– Wiesz co.. – szepnęłam i schowałam głowę w poduszce. – To stąd tyle siniaków i zadrapań. To stąd tyle krwi.
Brunet złapał się za usta i kopnął za całej siły w krzesło. Był jeszcze bardziej zdenerwowany niż wcześniej.
– Zabiję gnoja.– krzyknął. – Rene powiedz do cholery kto to jest – odkręciłam się na drugą stronę i zaczęłam głośno szlochać. Boję się. Boję się Louisa i Olivera. On mnie zabije. Ja to wiem.
– Dzwonię na policję. –rzucił. Spojrzałam na niego załzawionymi oczami. Wiedziałam, że nie żartuje. Przecież on nie może mi tego zrobił. Zaufałam mu.
– Oliver proszę – Chłopak podszedł do mnie i w tym momencie poczułam, jak łóżko ugina się pod wpływem ciężaru. Spojrzał w moim kierunku i wymienił przelotne spojrzenie.
– Kto? – warknął.
– Louis, Louis Tomlinson – z wielkim  trudem wypowiedziałam jego imię. Olver gwałtownie wstał i zaczął z całej siły uderzeć w ściane przede mną. Stracił kontrolę. Pierwsszy raz widzę, go w tym wcieleniu. To już nie jest ten Oliver, którego znam, to jest potwór.
– Niedługo wrócę Reni. Będzie dobrze słyszysz.  - złapał moją twarz w dłonie i na moim czele złożył delikatny pocałunek, a jego ręce gładzą moje policzki. Złapałam jedną z jego dłoń w swoją i splotłam nasze dłonie. '' Nie rób tego '', wypowiedziałam ustami. Widziałam jak chłopak chwilę się nad czymś zastanawia, a zaraz potem puszcza moją dłoń i staje naprzeciw mnie.
– Muszę. – usłyszałam jak z wielkim sprytem wybiega z sali, pozostawiając mnie samą w rozsypce. To nie może się tak skończyć. Przecież.. Ja, ja go stracę. Złapałam swoją twarz w dłonie i spojrzałam za przeszklone drzwi. Rodziców już nie było. Nikogo nie było.;
–Oliver!  –krzyknęłam, lecz bez skutku. W mojej głowie rodziło się miliony scenariuszy. Zaczęłam odpinać od siebie wszystkie kabelki. Coraz gorzej się czułam. I wtem usłyszałam alarm. Dżwięk, który rozniósł się po całym szpitalu. Głośne krzyki ludzi do ewakuacji. Czułam, że nie jestem sama. Był tu ktoś jeszcze. I wtedy ujrzałam jego zamaskowaną twarz, która wlepiła swój wzrok w moją osobę. Złapał za kropłówkę koło mnie i zbliżył się w moją stronę. Ułożył swoje ręce podemną i lekko mnie uniósł. Próbowałam się szarpać, ale bez skutku.
Moim ciałem zapanował strach. Kim on do cholery jest ? Wyjął nóż i przystawił mi go do gardła.
Przełknęłam głośno ślinę i poczułam jak zasypiam. Moje ciało było  powoli unoszone. Czułam jak postać biegnie, a ja jestem coraz bardziej słaba. Zbyt słaba, by racjonalnie myśleć. Zasnęłam.

***
Przebudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Doskwierał mi chłód. Poczułam ogromny ból w okolicy głowy. Poczułam, że nadal jestem podłączona do kropłówki. Naciągnęłam na siebie koc i opatuliłam się nim. I wtedy przypomniałam sobie ostatnią scenę, przed zasnięciem. W głowie zaczęło krążyć mi jedno  pytanie. 
Gdzie ja jestem? 

Wiem krótki, ale jest. W końcu  wyjaśniła się sprawa pokoju, co chyba było dla większości nie zrozumiała. Pozostawiłam to w tajemnicy, gdyż nie mogę tego wyjawić na początku. Sprawy powli się zaczną wyjaśniać i dużo o tym w następnym rozdziale, a teraz lecę powtarzać historię. 
Do następnego. 
Enjoy :)