sobota, 28 lutego 2015

Chapter thirteen

 Chapter fourteen - 7/8.03

Dookoła widziałam ciemność. Przez cienkie, świetliste szparki, które jedyne dostarczały mi światło, widziałam szczęście. Czułam zimno pod sobą, ale nie to było teraz ważne. Chciałam już nigdy się nie obudzić. Mieć to za sobą. Już nic mnie tu nie trzyma. Jedynie rodzice, ale oni są silni. Dadzą radę. Wierzę w nich.
Opuściłam ręce i opadłam całym ciężarem na ziemię. Poczułam niemały ból, ale po chwili zaczął ustępować.
Czy to już koniec?  – zadawałam sobie pytanie. Tyle przeżyć. Całe życie, zamknięta w sobie, ale poznałam świat lepiej niż ktokolwiek inny. Całe życie obserwowałam innych. Moich rodziców,którzy cały czas się zamartwiali, staruszkę, która każdego dnia ćwiczyła ze swoim przyjacielem, zabieganego bruneta, który cały czas się wszędzie spieszył, ale i tak się spóźniał. zapracowane małżeństwo, których w całości pochłonął ich majątek i bezdomnego, który mimo swojej sytuacji, był zawsze szczęśliwy. Tyle różnych ludzi i każdy jest inny, ale jestem też ja. Każdy jest wyjątkowy, ja pewnie też. Każdy ma coś w sobie, czego inni nie mają.
W tej chwili widziałam już tylko ciemność. Była koloru mocno czarnego.
Wtedy poczułam ciepłe ramiona bruneta, który powoli unosiły moje ciało. Doskonale wiedziałam, co się ze mną dzieje. Dlaczego?  Dlaczego nie mogę tak po prostu odejść? Blondyn delikatnie stąpając nogami skierował się wraz ze mną, zapewne w stronę auta.
Chłopak delikatnie ułożył moje ciało ma siedzeniu i zaczął nerwowo mną potrząsać, głośno wykrzykując moje imię. W jego głosie słyszałam, że ogromne przejęcie. Czułam, że się bał, ale dalej walczyłam ze swoimi powiekami, aby się nie otworzyły. Nie mogłam tego zrobić.
Zasnęłam. W końcu zasnęłam. W końcu byłam szczęśliwa.
I to było teraz najważniejsze.

***

Nie potrwało to długo, gdy poczułam jak moje ciało, co chwila unosi się do góry. Louis bardzo szybko jechał. Zbyt szybko, dlatego moje ciało szybko wybudziło się z transu.  Ostry ból przeszedł przez moją czaszkę. Czułam się, jakbym była rozsadzana od środka. Nie zmieniłam jednak pozycji, a oczy pozostawiłam nadal zamknięte. Było to niemalże wyzwaniem, lecz bałam się. Zbyt bardzo bałam się dalszych konsekwencji, a chłopak był nieobliczalny.
Samochód gwałtownie stanął,lecz silnik nadal gruchotał. Słyszałam jak ciało chłopaka przekręca się. Poczułam jego rękę na mojej talii, a drugą zaś słyszałam jak otwiera tylne drzwi. Tomlinson gwałtownie zaczął mnie wypychać ze środka. Po jakimś czasie wypadłam na zewnątrz, a  moje ciało całym ciężarem opadło na mokrą powierzchnię.
Warczenie samochodu nagle umilkło, a ja wielkim bólem próbowałam zrobić jakikolwiek ruch, lecz bez skutku. Otworzyłam szeroko przestraszone oczy i nerwowo błądziłam nimi dookoła. Byłam cała roztrzęsiona, a z boku ujrzałam krwistą ciecz. Przekręciłam wzrok i spotkałam się z rażącym światłem latarni.
Z oddali usłyszałam głośne krzyki. Próbowałam zlokalizować sprawcę. Widziałam jedynie cień postaci, która po chwili zaczęła się przemieszczać. Okrążyła dookoła moje ciało i stanęła na wprost. Odetchnęłam z ulgą, kiedy ujrzałam bruneta. Z moich oczu wyleciała pojedyncza łza. Włosy Olivera były w mocnym nieładzie. Na sobie miał pognieciony t-shirt i czarne rurki. Z bólem ukucnął obok mnie. Delikatnie pogładził mnie po włosach i musnął ustami moją dłoń.
– Już wszystko dobrze Renesmee. –objął delikatnie moją twarz i skrzywił twarz  na widok krwi, momentalnie odwracając od niej wzrok.
Tuż za mną usłyszałam kolejne piski i zdenerwowany głos nauczycieli.
– Odsunąć się – warknęła dyrektorka i gestem ręki wskazała uczniom drzwi wejściowe. Niechętnie wykonywali poleceni, lecz z czasem robiło się ich coraz mniej. To dobrze. Nie powinni oglądać mnie w takim stanie. Kobieta stanęła na wprost mnie i dotknęła ramienia Olivera.
– Karetka już w drodze Renesmee..  – kobieta ukucnęła przy mnie. Złapała moją dłoń i ukryła ją w swoich. – Bądź silna. – wyszeptała. Puściła moją rękę i ponownie przyjęła pionową postawę ciała. Szepnęła coś Oliverowi, a chłopak ze smutną miną ruszył w kierunku drzwi do internatu.
Natomiast przede mną pojawiło się dwóch ratowników, którzy precyzyjnie przenieśli mnie na nosze i załadowali do karetki. Zamknęli za sobą drzwi i odpalili silnik.
– Hej..– pomachał mi jeden z nich przed nosem.
Odwróciłam głowę w jego kierunku i zatopiłam wzrok w jego czekoladowych tęczówkach.
– Jak masz na imię? – zapytał.
– Renesmee – odpowiedziałam. Chłopak złapał za moją kruchą dłoń i ułożył z boku.Przeniósł wzrok na narządy medyczne. Zauważyłam w jego ręce strzykawkę. Na samą myśl się wzdrygnęłam i przełknęłam głośno ślinę.
Czekoladowe tęczówki ponownie spojrzały w moim kierunku, a twarz przybrała troskliwych odcieni.
– Renesmee poczujesz teraz małe ukłucie. Nie będzie bolało. –zapewnił. Poczułam lekkie ukłucie. Moje tęczówki powoli się przymykały. Traciłam kontakt z rzeczywistością. W końcu Morfeusz wziął mnie pod swoją opiekę.

***
Moje ciało powoli się unosiło. Czułam się jak w wehikule czasu. Dookoła widziałam kilka różnych światów. Byłam taka lekka. Jak nigdy. Wszystkie rany poznikały, a ja jedyne co czułam to szczęście. Na moich ustach skradł się szeroki uśmiech i wtedy moje ciało znalazło się w głębi szerokich, białych obłoków. Momentalnie przyjęłam prostą postawę i z zaciekawieniem rozejrzałam się dookoła. Byłam lekko zawiedziona, bo miejsce było puste. Nie zastałam tu żadnej żywej istoty ludzkiej. Ruszyłam przed siebie i ku mojemu zdziwieniu, przed moją osobą pojawiły się ogromne, drewniane drzwi. Już miałam złapać za klamkę, lecz na chwilę się zawahałam. Nie wiem do czego prowadzą – pomyślałam.
Po jakimś czasie bezczynnego stania i wpatrywaniu się w zakurzone drzwi, wyciągnęłam rękę i lekko uchyliłam drzwi. Wysunęłam na przód głowę i zajrzałam do środka. Zastałam tam niewielkich rozmiarów pokoik, a w środku dwie młode osoby. Zadowolone przekroczyłam próg, a przejście samo z siebie zniknęło.
Wzruszyłam delikatnie ramionami i uważnie przyjrzałam się dwóm postaciom przede mną. Oczami błądziłam na nich od góry do dołu. Bardzo mi kogoś przypominali. Zaczęłam główkować, lecz nic mi nie przychodziło do głowy.
Byli bardzo zajęci, więc nawet nie zauważyli mojej osoby. Wystarczyło moje ciche chrząknięcie, aby obrócili się w moim kierunku. Oboje wyszczerzyli oczy, przez co poczułam się bardzo skrępowana.
 – Re-Renesmee – wydukała kobieta. Byłam zaskoczona. Skąd znała moje imię ? Kim ona jest ? – po głowie chodziło mi jedno pytanie.
Brunetka skierowała się w moim kierunku i uważnie przyjrzała mojej postaci. Jej krucha dłoń dotknęła mojego policzka, a z jej oka wypłynęła pojedyncza łza.
 – Córeczko  – wyszeptała, a z moich oczu momentalnie wypłynęło miliony łez. To jest moja mama. Kobieta, która mnie urodziła. Wtuliłam się w jej ciepłe ciało i złapałam kontakt wzrokowy z ojcem. Był bardzo czymś przejęty. Podszedł do nas i oplutł ręce wokół talii mamy.
Twarz kobiety momentalnie przybrała kolorów, jak u ojca. Co im jest ?
– Sasha, powiedz jej – nalegał ojciec, a ja zrobiłam pytającą minę. Co oni ukrywają ? Muszą coś ukrywać, inaczej by się tak nie zachowywali.
Kobieta spojrzała na mnie swoimi zielonymi tęczówkami i wykrzywiła usta.
– Poznałaś już go ? – zapytała.
Poznałam kogo ? – pomyślałam i gestem twarzy, dałam jej do zrozumienia, że nie rozumiem.
Nic więcej nie odpowiedziała, tylko schowała twarz w torsie szatyna.
– Uważaj na siebie Renesmee. Proszę – wyszeptał, a ja zaczęłam nagle znikać.
– Tato... – krzyknęłam. Próbowałam walczyć z dziwnymi siłami, ale na nic.
Po chwili już ich nie widziałam. Miałam jeszcze tyle pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Wróciłam z powrotem do rzeczywistości. Wszystko nagle zaczęło wypływać z mojej pamięci. Już nic nie pamiętałam. Kompletnie nic.

Hejka :) Przybywam z nowym rozdziałem. Jak myślicie, co ukrywają biologiczni rodzice Renesmee ?
Już prawie 10 tys. wejść aww <3 Kocham was. Do następnego rozdziału i udanego weekendu.
Buziaki Ola ;)





niedziela, 22 lutego 2015

Chapter twelve

Chapter thirteen -  28.02/1.03

To było naprawdę straszne. Nie wiedziałam co robić. Byłam przerażona. Ręce cały czas mi drżały, a głowa pękała od niespokojnych myśli. Było źle. Było bardzo źle. Spojrzałam na chytre spojrzenie Louisa, który po złamaniu ze mną kontaktu wzrokowego wpił się jak najmocniej w usta dziewczyny, a ręce ułożył tuż na jej gołych pośladkach. Myślałam, że zaraz zwymiotuję. Odwróciłam od nich głowę i zaczęłam płakać. Muszę stąd wyjechać. Muszę wrócić do Londynu. Zmieniłam się i to chyba odpowiedni moment. Nie może mnie wiecznie dręczyć. Nie mogę tak dłużej żyć. To jest chore.
Z rozmyśleń wyrwało mnie mocne uderzenie w policzek, za który momentalnie się złapałam.
Spojrzałam na sprawcę tego incydentu, który był rozwścieczony całą sytuacją. Jego oczy przybrały czarnego koloru, a ręce nerwowo uderzały w przednie siedzenie.
- Wynocha Janice!- warknął po chwili, a ja spojrzałam w jego tęczówki, załzawionymi oczami.
Dziewczyna kipiała złością. Nie rozumiała całej sytuacji, dosłownie tak jak ja. W co on gra ? Pieprzony Tomlinson.
Zdenerwowana blondynka wysiadła z auta, trzaskając z całej siły drzwiami, zostawiając mnie sam na sam.   z Louisem.
Gdy zorientował się, że jesteśmy sami, zbliżył się do mnie i złapał za ciąg włosów. Z całej siły za nie pociągnął, a drugą dłonią złapał za mój pośladek i mocno go ścisnął.
- Wkurwiłaś mnie Renesmee. Tak bardzo mnie wkurwiłaś. - powiedział i spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem, na co lekko zadrżałam. Wiedziałam, że to nie  koniec. Jednak miałam skrytą nadzieję. Marzyłam, żeby to był tylko głupi sen, z którego  się zaraz obudzę.
Odwróciłam od niego wzrok, nerwowo pocierając dłońmi. Nie chciałam go odpychać. Bałam się, że jeszcze bardziej go zdenerwuję, lecz za nim zdążyłam do końca odkręcić głowę, puścił mnie całkowicie, a zamiast tego złapał w dłonie moją twarz i obrócił ją z powrotem w swoim kierunku.
- Jeszcze się nie nauczyłaś, że masz być posłuszna? - krzyknął. Zaskoczyła mnie jego gwałtowna zmiana wobec mnie, lecz to była widocznie tylko cisza przed burzą.
Zamyśliłam się, na co chłopak przyłożył mi  z całej pięści w twarz. Złapałam się za bolące miejsce, lecz ten odciągnął moje dłonie i ścisnął mocno moje nadgarstki. Czułam jak jego ostre paznokcie, przebijają mi skórę. Bolało i to bardzo, lecz strach był o wiele gorszy. Najgorsze był to, że ciągle narastał, a ja nie wiedziałam jak z nim walczyć. Jestem zbyt słaba, by walczyć. Jestem już nikim.
- Do cholery jasnej opowiedz? - warknął jeszcze mocniej ścisnął nadgarstki, które bolały teraz dwa razy mocniej. Potrzebuję jej. - pomyślałam.
Uniosłam wyżej głowę i spotkałam się z jego złowieszczymi tęczówkami, który wydawało mi się, że próbują mnie teraz przestrzelić.
Cicho westchnęłam i niechętnie wykrzywiłam usta.
- Przepraszam. - wyszeptałam, a chłopak poluźnił uścisk, aż w końcu puścił moje nadgarstki. Jego tęczówki przybrały znowu naturalnego odcieniu, a twarz ze złej, przybrała wyraz zadowolenia.
- Grzeczna dziewczynka- wyszeptał mi do ucha, przygryzając lekko jego płatek, na co się wzdrygnęłam. Chłopak momentalnie się odsunął, ukazując rząd białych zębów.
Jego dłonie puściły mnie i powędrowały w dolne partie swojego ciała. Czy on?...? - pomyślałam i zauważyłam, że rozsuwa rozporek i zwinnym ruchem pozbywa się swoich spodni.
Złapałam się za dłonie, którymi niedługo potem, zasłoniłam otwarte usta. To tylko sen. To musi być sen. Uszczypnęłam się, ale wtedy zrozumiałam, że to rzeczywistość. Znalazłam się w niekomfortowej sytuacji i nie potrafię nic z tym zrobić. Nie mogę przecież ulec, ale przecież muszę. On mnie do tego zmusi.
Zaraz potem pozbył się swoich bokserek. Wcześniej widziałam tylko nieduże wypuklenie na jego spodniach, a teraz widzę jego ogromnego kolegę, kt9rego trzyma w swoich dłoniach. Zauważyłam, że na jego twarzy pojawia się ogromny uśmiech i z wielką radością zbliż się w moim kierunku. Chce stąd uciec. Tak bardzo chce teraz zasnąć, zemdleć. Cokolwiek, aby nie musieć tego przechodzić.
Gdy znalazł się zbyt blisko, odsunęłam się lekko, zderzając się z zimnym siedzeniem za mną. Chłopak cicho się zaśmiał i zbliżył jeszcze bardziej, uniemożliwiając mi jakąkolwiek ucieczkę.
- Głupiutka Renesmee. - pogroził mi palcem i złapał za moje dłonie i skierował je w stronę swojego penisa. - Dotknij go!-złączył moje dłonie i wsadził po między nie swojego członka. Czuła, że zaraz zwymiotują, a mimo to próbowałam wykonywać jego polecenia.
- Baw się nim! - krzyknął, gdy zauważył, że dotknęłam go pełnymi dłońmi. Nie za bardzo wiedziałam co mam robić, więc nerwowo obracała go w dłoniach i ściskałam. Wtedy chłopak zaczął jęczeć, a ja poczułam odruch wymiotny. Złapałam się za buzię, a chłopak skierował swoje oczy, w moją twarz.
- Jeszcze nie teraz skarbie. - powiedział namiętnym tonem i odciągnął moje ręce i schował je, pod moje udo.
- Rozluźnij się! - zdenerwowany warknął, gdy zauważył, że jestem skrępowana. Bałam się, tego co chce zrobić. Bałam się, że zaraz dojdzie do czegoś więcej. Ja nie chcę.
Zauważyłam, że chłopak lekko się unosi, przez co jego penis znalazł się na wysokości mojej twarzy. Nie mogę tego zrobić. Ja, ja tego nie chce.
- Otwórz tą buzię Renesmee! - rozkazał i siłą wepchnął przyrudzenie w głąb mojej buzi, przez co moja twarz przybrała zielonkawych kolorów. Był naprawdę ogromny, a ja robię coś takiego pierwszy raz.
- Ssij go. -
 Nie ja tak nie mogę. -pomyślałam, po czym wyplułam członka. Chłopak był nieźle wkurzony i po raz drugi wepchnął mi go do buzi. Przecież to musi się skończyć. Podjęłam ryzykowną decyzję, lecz to był jedyne wyjście z tej sytuacji.
Z całej siły ugryzłam penisa, Tomlinsona.
Widziałam jak chłopak robi się cały czerwony i wyjmuje kolegę z mojej buzi.
Złapał się za bolące miejsce i spojrzał na mnie złowrogim wzrokiem..

- Suka! - krzyknął najgłośniej jak tylko potrafił i naciągnął na siebie bokserki i spodnie. Następnie wyszedł z samochodu i siłą wypchnął mnie ze środka, rzucając na ziemię. - Ty pieprzona ździro! - kopnął mnie z całej siły w brzuch, na co skuliłam się w kłębek. - Nie ujdzie ci to płazem idiotko. Jesteś skończona. Kumasz? - zamachnął się na mnie z pięściami i z całej siły zaczął mnie okładać w brzuch. Zawyłam z bólu, gdy zauważyłam, że na chwilę przestał.
Zaraz potem zaczął kopać mnie z całej siły,  dopóki  nie znalazłam się pod ścianą jakiegoś budynku.
- Wstań. -  nakazał.
Spojrzałam na niego błagalnym ttwzrokiem, a w kącikach oczu pojawiły się łzy. Nie potrzebnie to zrobiłam. To,... To jest gorsze od tamtego. Boże pomóż mi. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Czułam jak moje policzki płoną, jednak wiedziałam, że chłopak nie  zamierza odpuścić.
- Ja.. Nie dam rady. - wydusiłam z siebie ostatnie słowa i poczułam jak moje powieki powoli się zamykają. Nie miałam zamiaru z nimi walczyć. Odpłynęłam.
W końcu poczułam ulgę. Dziękuję Boże. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś.


Tak, wiem. Miał się pojawić wczoraj, ale nie dałam rady i jest dzisiaj. Miałam już go dzisiaj nie pisać, ale mimo, że byłam już ledwo żywa, udało mi się coś  napisać. Może być?  
Wiem, że już kolejny raz nie dodaję w terminie, ale staram się. Na niekt9rych blogach, czasami trzeba czekać miesiąc na kolejny rozdział, a ja staram się przynajmniej co tydzień. Mam nadzieję, że rozumiecie, że jeszcze jest szkoła i życie prywatne. -
Dlatego teraz jest data sobota/niedziela, żeby nie było.
Kocham was i do następnego. :)
Czytasz=komentujesz

sobota, 14 lutego 2015

Chapter eleven

Chapter twelve - 21.02

Byłam strasznie słaba. Nie potrafiłam uspokoić myśli. Spojrzałam na niego ukradkiem. Jego włosy były w nieładzie, a na twarzy widniał grymas. Jego oczy natomiast były czarne jak noc i nie wyrażały żadnych uczyć. Momentalnie powróciłam do wcześniejszej pozycji i z nerwów zaczęłam obgryzać paznokcie.
Gdy zatrzymaliśmy się przed jakimś barem, chłopak stanął i wyjął kluczyki ze stacyjki. Spojrzał na mnie złowieszczym wzrokiem i złapał za moje nadgarstki, mocno je ściskając.
– Zaraz wracam. Rozumiesz? – warknął  moją stronę oczekując odpowiedzi. Gdyby oczy potrafiły zabijać, to z pewnością byłabym już martwa.
Uderzył mnie lekko w policzek, dzięki czemu się otrząsnęłam i pokiwałam głową, że rozumiem.
Zadowolony blondyn wysiadł z auta i zanim je zamknął spojrzał w moim kierunku.
– Żadnych numerów – wyszeptał, lecz w moim odczuciu wyglądało to jak by się na mnie wydarł. Zatrzasnął za sobą drzwi i zniknął w barze.
Opadłam na siedzenie i z nudów, bawiłam się klamką od drzwi. Gdy zauważyłam, że Louis wyszedł z knajpy, zwróciłam swoją uwagę jego osobie i zapięłam ostrożnie pasy.
Tuż za blondynem wyszedł starszy mężczyzna. Na oko był już po czterdziestce, a na jego twarzy widniał dwudniowy zarost. Ubrany był w jakieś stare łachmany. Może to jakiś bezdomny – pomyślałam i uważnie przyjrzałam się tym dwóm sylwetkom. Louis stał nad nimi na niego wrzeszczał, natomiast mężczyzna za wszelką cenę pragnął przyznać swoje racje. Louis obejrzał się za siebie i złapał ze mną kontakt wzrokowy. Zamrugałam kilka razy i zrozumiałam o co mu chodzi. Odwróciłam się w przeciwnym kierunku, lecz ciekawość zwyciężyła i spojrzałam ukradkiem na akcję przed barem.
Louis przyłożył facetowi z pięści w twarz, a następnie kopnął kilkanaście razy w brzuch, na co mężczyzna skulił się i upadł na ziemię. Zaczęła się znowu długa konwersacja, lecz nagle ich rozmowy ucichły, a Tomlinson zaczął szukać czegoś w swojej kieszeni w kurtce. Dopiero za drugim razem wyciągnął broń i wycelował mężczyznę. Zasłoniłam usta ręką. Nie wiedziałam co się dzieje. Próbowałam opanować myśli, ale nie umiałam, a gdy usłyszałam strzał zaczęłam krzyczeć. Z moich oczu wypłynęły pojedyncze łzy, które w krótkim czasie pochłonęły całą moją twarz.
Blondyn spojrzał w moim kierunku i szybko przybiegł do auta, odjeżdżając z piskiem opon.
– Miałaś nie patrzeć idiotko! –zarzymał się na chwilę i podał mi paczkę chusteczek. Odgarnął moje włosy i lekko nimi potrząsnął. Jedną z chusteczek zmył mi z twarzy tusz, który spływał po mojej całej twarzy. Spojrzał w moim kierunku i gdy zobaczył, że się trochę uspokoiłam znowu ruszył i już teraz nie zatrzymał się dopóki nie znaleźliśmy się na torze wyścigowym, który w całości był przepełniony ludźmi.

Spojrzałam na Louisa wymieniając z nim przelotne spojrzenie. Próbowałam ukryć łzy, ale nie potrafiłam. On jest mor-mordercą. – pomyślałam i aż na samą myśl o tym się wzdrygnęłam. Zacisnęłam mocniej pasy i zaczęłam ze strachu stukać nogami o dywanik na podłodze.
Chłopak tymczasem zaparkował w dogodnym dla siebie miejscu i zniknął na chwilę z mojego widoku.
Poczułam lekką ulgę, lecz nie nie długo, bo blondyn jakiś czas potem, otworzył moje drzwi i siłą wypchał mnie ze środka.
– Idziesz tam, gdzie jest reszta dziewczyn. - wskazał kilkanaście napalonych nastolatek, które były ubrane w skąpe stroje, a na ich twarzy była ogromna warstwa pudru. Chwiejnym krokiem doszłam na miejsce i zajęłam miejsce dalej od nich, w skupieniu przyglądając  się sytuacji przede mną.
Kilku zawodników stanęło koło swoich samochodów i z wyczekiwaniem czekali na rozpoczęcie. Jednym z nich był Louis, kt9ry teraz wlepił we mnie swój wzrok. Na samą myśl, o nim, zaczynałam się strasznie trząść. Mam przeczucie ,że to nie koniec wrażeń na dziś.
W moją stronę przysunęła się jakaś brunetka. Jej niebieskie oczy zlustrowały mnie d góry do dołu, a zaraz potem wlepiły swój wzrok w moją osobę.
– Nowa? –zapytała, a ja zrobiłam pytającą minę. O co tu tak właściwie chodzi i o co one tu przychodzą.
Dziewczyna cicho się zaśmiała i wróciła wzrokiem do mnie. Zatrzepotała kilka razy rzęsami i kontynuowała swój monolog.
- Nie wiesz co tu się robi prawda? - zapytała, a gdy zauważyła moją skrępowaną minę, wytrzeszczyła na mnie oczy i złapała mnie za dłonie. - Nie powinno cię tutaj być.- uśmiechnęła się do mnie i posłała smutny wyraz twarzy. - To nie jest miejsce dla ciebie, kochanie. My tutaj jesteśmy, żeby zarabiać.- spuściła głowę,zrobiłam wielkie oczy  i wszystko zrozumiałam. Spojrzałam szybkim wzrokiem na Louisa, który wskazywał teraz na mnie, pokazując moją osobę jakiemuś facetowi.
Powiedźcie, że to tylko sen. Błagam.- schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać.
Dopiero, gdy rozbrzmiał głos mikrofonu, zaczęłam trzymać kciuki, aby na mnie nie wypadło.
- Witamy na drugiej rocznicy naszych wyścigów. Z tej okazji, nasi kierowcy dostaną dwie przypadkowo wylosowane partnerki na całą noc. Nie przedłużając, życzymy udanej nocy.- mężczyzna się zaśmiał i zaraz potem krzyknął. - Zaczynamy!
Światła reflektorów rozbłysły na widowni. Cała drżałam i z trudem po wstrzymywałam łzy.
Gdy światło zatrzymało się na mnie i na dziewczynie przede mną, zaczęłam płakać. Niechętnie podniosłam się z miejsca, gdy zauważyłam, że dziewczyna podaje mi rękę.
- Jestem Janice.- przedstawiła się i odsunęła włosy do tyłu i zsunęła swój długi płaszcz, ukazując skąpą bieliznę. - Nie wchodź mi w drogę.- puściła mi oczko i popchnęła w stronę schodów, prowadzących na dół.
- Rusz dupę idiotko!- warknęła, gdy zauważyła, że się obijam. Mam nadzieję, że skoro ona tego chce to mi odpuszczą. Po co mu dwie panienki na raz ?- pomyślałam i stanęłam przed autem Louisa. Na nasz widok oblizał wargę i ujrzałam niemałe wypuklenie na jego spodniach.
- Już nie mogę się doczekać końca wyścigów.- powiedział namiętnym tonem i rzucił nami na tylne siedzenia.
- Wyścigi zarznął się za 3,2,1.......
Zajął miejsce kierowcy i ruszył przed siebie z piskiem opon. Ja natomiast zatopiłam swoje swmtki we łzach. Próbowałam zapomnieć o sytuacji w jakiej się znalazłam, ale nie potrafiłam.
- Nie płacz!- krzyknął Louis obracając swoją głową w naszą stronę. Złapał z nami kontakt wzrokowy, po czym wrócił do jazdy,
Po jakimś czasie dotarł na metę. Oczywiście był pierwszy.
Wysiadł z auta, aby odebrać puchar i wrócił do auta. Zatopił wzrok w biuście Janice, po czym spojrzał na mnie.
- Razem z Janice pokażemy ci jak to się robi. Chcę, żebyś wiedziała jak mnie zadowolić.

Przepraszam, że nie dodałam wczoraj, ale miałam go napisanego w połowie. Wczoraj byłam padnięta, więc nie dokończyłabym go. Mam nadzieję, że nie jesteście źli. Dziękuję za 14 komentarzy i ponad 7 tys. wejść. Oby tak dalej. Kocham was <3
Do następnego miśki.
Udanego weekendu i walentynek :)


sobota, 7 lutego 2015

Chapter ten

Chaprter eleven -  13.02

Przez resztę nocy nie spałam. Zamiast tego pochłonęłam się w swoich myślach. Dopiero teraz zrozumiałam kim się stałam. Zrozumiałam, że robię wszystko to on chce. Nie może tak być. To musi się skończyć. Po prostu musi. - pomyślałam i obróciłam w ręku metalowy przedmiot. Wstałam na zimną posadzkę i skierowałam się w stronę łazienki na drugim końcu korytarza. Z wielką ostrożnością złapałam za klamkę i weszłam do chłodnego pomieszczenia, które coraz bardziej stawało się moim ulubionym miejscem. Miejscem, gdzie zapominam o własnych problemach.
Odwinęłam część rękawa, ukradkiem zerkając na poprzednie rany. Pozostały po nich jedynie małe ślady. Obróciłam przedmiot w drugą stronę i ostrze skierowałam do nadgarstka. Czułam ogromną satysfakcję, z tego że zaraz odczuję ogromną ulgę, jednak jakaś część mnie się ogromnie bała. Jednak ta część była zbyt mała, aby zapobiec krzywdzie, którą sobie wyrządzałam.
Wbiłam ostrze w skórę i syknęłam z bólu.
Odwróciłam na chwilę głowę i zarysowałam ogromną kreskę ciągnącą się od nadgarstka, aż prawie pod sam łokieć.

 'Chyba tyle wystarczy' – usłyszałam czyjś głos i odsunęłam od siebie przedmiot, opadając na zimną powierzchnię. Dopiero teraz poczułam jak kręci mi się w głowi. Pospiesznie wstałam, lekko się chwiejąc posprzątałam po sobie podłogę, która była ubadźgana moją krwią. Owinęłam bandażem rękę i skierowałam się z powrotem w stronę łóżka. Zanim się obejrzałam był już ranem i coraz bliżej koszmaru. Przełknęłam głośno ślinę i ułożyłam się pod kołdrą, jedną nogę wysuwając na zewnątrz.
Nie umiem się mu sprzeciwić. Nie umiem skazywać na to moich przyjaciół.
Boję się. Tak bardzo się go boję.

***
Nawet nie zorientowałam się, że zasnęłam. Obudziłam się dopiero, gdy poczułam obecność Olivera i jego przyspieszony oddech. Potrząsał mną przez co niechętnie otworzyłam oczy. 
- Witaj księżniczko. - posłał mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam. Dopiero po chwili poczułam nasilający się ból. 
Złapałam się za rękę i zobaczyłam cały zakrwawiony bandaż. Schowałam rękę pod pod kołdrę i spojrzałam z powrotem na bruneta. 
- Zaraz gdzieś idziesz. - powiedział i puścił mi oczko. Chciałam go wypytać o to co wymyślił, jednak nie dałam rady. Ból był zbyt silny. 
Gdy tylko Oliver wyszedł, ruszyłam pędem do kuchni i połknęłam kilka tabletek przeciw bólowych. Przy okazji zmieniłam opatrunek. 
Gdy tylko chłopak wrócił kazał mi się przebrać i siłą wyciągnął mnie z pokoju. 
- Gdzie idziemy? - zapytałam stając w miejscu i nerwowo wpatrując się w wesołe oczy chłopaka. Widząc,_e nie odpuszczę przystanął i objął mnie w pasie. 
- Ona ci pomoże. - powiedział i zaprowadził mnie do jakiegoś gabinetu. Kto mi pomoże i w czym? - pomyślałam. 
Gdy weszłam do środka usiadłam wygodnie na krześle, przez dłuższy czas nie puszczając ręki chłopaka. 
- Renesmee poznaj panią psycholog Marie Stewart. - powiedział nerwowym tonem. Poczułam jak w moich oczach pojawiają się pojedyncze łzy, który chwilę później wydostają się na powierzchnię, mocząc tym samym moje policzki. 
Wstałam z miejsca i ruszyłam biegiem w kierunku drzwi. 
- Rene zaczekaj. - usłyszałam krzyk Olivera, jednak nie stanęłam. Jak on mógł mi to zrobić? Przecież mógł mnie od razu do psychiatryka wysłać, żebym totalnie sfiksowała. 
Wybiegłam z budynku szkoły i ruszy) am pędem przez zatłoczone ulice. Nie obchodziło mnie gdzie biegnę. Oby jak najdalej stąd. 
Po drodze wpadłam na kogo#. Kojarzyłam skądś te loki i mieniące się w świetle księżyca zielone tęczówki, które teraz wlepione były w moją osobę.
- Przepraszam -  szepnęłam i próbowałam go wyminąć, lecz złapał mnie za nadgarstek i zaczął gdzieś ciągnąć. Myślami wróciłam do imprezy Tomlinsona. Za wszelką cenę próbowałam sobie przypomieć imię chłopaka, który podrzucił mi karteczkę, lecz bez większych efektów. Gdy zorientowałam się, że jesteśmy w ciemnej uliczce,strach zaczął nade mną górować.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, ale chłopak zatkał mi usta ręką. Spojrzał na mnie troskliwym tonem, takim jak patrzy na mnie Oliver. Poczułam, że mogę mu zaufać. Wiedziałam już, że nie jest groźny. Zacisnęłam usta i przestałam się szarpać. Lokowany chwilę nad czymś myślał i z uwagą przyglądał się za czerwienionemu policzkowi. Lekko musnął go opuszkami palców, ale od razu je zabrał. Przeraził się.
- Jak taka dziewczyna mogła wkopać się w takie bagno- powiedział i rozluźnił uścisk. Czyli on wie - pomyślałam i poczułam spływającą po moim policzku łzę, którą od razu wytarł.
- Nie jest dobrze Renesmee, ale wkrótce będzie lepiej. Nie możesz się załamywać - powiedział, a ja osłupiałam. Skąd on tyle o mnie wie?
Cicho westchnęłam i poczułam ciepłe ramiona, które mnie opatuliły. Nie odepchnęłam go, bo właśnie tego teraz potrzebowałam. Zyskałam nową osobę, której ufam i przy której nic nie muszę udawać. To on jest tą osobą, która wydawała mi się nie istnieć. Pomyliłam się. I to bardzo. - pomyślałam i odruchowo odsunęłam się od chłopaka. Lokowany poprawił skórzaną kurtkę i posłał mi smutny uśmiech.
- Nie daj się. - wyszeptał i zniknął za ścianą, zostawiając mnie zupełnie samą na opustoszałych ulicach Nowego Jorku.
Oplotłam ręce dokookoła ramion. Poczułam chłód, który przeszywał moje ciało. Zrezygnowanoa ruszyłam pustymi uliczkami w stronę internatu.
Dookoła były po rozświetlane latarnie uliczne. Zakręciłam się wokół własnej osi. Czułam się jak w pięknej krainie, odległej od miasta kilkanaście tysiące kilometrów. Byłam szczęśliwa. Wreszcie byłam wolna.
Rozmarzona znalazłam się przed wejściem do budynku. Otworzyłam szerzej drzwi. Światła były już pogaszona, a ja poczułam czyjś dotyk na dłoni, który ciągną mnie z powrotem do wyjścia.
- Kim jesteś? - zapytałam, ale nikt się nie odezwał. Poczułam jedynie zapach dymu, który roznosił się dookoła nas, a zaraz potem pierwszy ogień wydobył się tuż za nami. Prze straszona zaczęłam biec w stronę wyjścia i zobaczyłam, że postać przyszła tu ze mną.
- Twoi przyjaciele za bardzo kombinują, suko. - pociągnął mnie za włosy i pośród latarń ujrzałam rozwścieczoną twarz chłopaka. Jego wzrok rozdzierał mnie od środka. Bałam się, że zaraz stchórzę i zacznę krzyczeć, jednak w ostatniej chwili zdążyłam się powstrzymać.

Przed nami pojawiło się luksusowe czarne auto, które nadal lśniło nowością.
- Wsiadaj - warknął nerwowo oglądając się za siebie. Podjęłam spontaniczną decyzję. Zaczęłam biec
przed siebie, lecz zapomniałam że byłam najwolniejsza w klasie. Chłopak bez większego wysiłku mnie dogonił i z całej siły uderzył pięścią w brzuch. Lekko się zachwiałam, lecz on ustawił mnie w prostej pozycji i jeszcze raz przyłożył, tyle że z podwojoną siłą. Zawyłam z bólu i upadłam na ziemię.
- Suka! - wrzasnął i zmusił mnie abym wsiadła do jego auta. Rzucił mną na miejsce z tyłu i zatrzasnął drzwi, zamykając je na klucz.
 Zdenerwowany wsiadł do środka i zajął miejsce kierowcy. Zatrzasnął za sobą drzwi i odjechał z piskiem opon.


No i mamy kolejny post na Incubus. Tak jak wcześniej mówiłam nasz kochany Harry powraca do opowiadania i chyba  na razie zostanie. Jak myślicie skąd wie o Renesmee i jej załamaniach ? Może być ten rozdział? Jejkuuuu dołączyło do nas kilku obserwatorów, z czego bardzo się cieszę i witam serdecznie. Komentarze wzrosły do 18 wow :), a wejścia do ponad 6 tys. Koffam was <3 Szkoda, że już szkoła, bo będę dodawać posty tylko raz w tygodniu :( Mam nadzieję, że mimo to zostaniecie ze mną i z opowiadaniem do końca. Udanego weekendu i do piątku :) 



niedziela, 1 lutego 2015

Chapter nine

Chapter ten- 7.02

Czułam coraz bardziej narastający we mnie strach. W moich oczach kręciło się miliony łez, ale za wszelką cenę starałam się je ukryć.
Poczułam lekkie uderzenie w policzek, przez co się otrząsnęłam i spojrzałam w jego przyciemnione tęczówki.
- Spójrz na mnie mała dziwko! - warknął, widząc jak oddalam od niego wzrok i patrzę w ślepy zaułek. Nie potrafię pozbierać myśli. Nie powinnam przychodzić. Jestem naiwną idiotką.
Chłopak rzucił mną o ścianę i schylił się nade mną.
- Masz za zadanie dowiedzieć się co z twoją przyjaciółką Kylie. Masz tydzień. W przeciwnym razie odstrzelę ci ten pusty łeb. -warknął, a ja patrzyłam na niego pytającym wzrokiem. Miałam miliony pytań, jednak chłopak zniknął zostawiając mnie samą.
Nie dałam rady sama wstać. Wszystko się we mnie paliło, a w końcu całkiem opadłam z sił i zasnęłam na ziemi.

***
Rano obudziły mnie promienie wschodzącego słońca. Oparłam prawą dłoń i powoli spróbowałam wstać. Czułam się znacznie lepiej, lecz dokuczało mi zimno, które teraz owiewało moją skórę. Skuliłam się w kłębek i usiadłam koło ściany. Dookoła widziałam krew. Moją krew. 
Patrzyłam przerażona i próbowałam poukładać myśli.
W końcu usłyszałam kroki. Z obawą, kto to czekałam aż zjawi się za ścianą budynku. Ujrzałam bruneta. Trochę mi ulżyło, ale nie całkiem. 
- Renesmee-podszedł do mnie i otulił swoimi ramionami. Schował kosmyk moich włosów za ucho i uniósł mnie lekko ku górze.
-  Coś się dzieje niedobrego z tobą mała.-powiedział i ucałował mnie w czoła. Przerzucił mnie przez ramię, na co jęknęłam z bólu.
Skierowaliśmy się w kierunku drzwi wejściowych, a ja cały czas nie odrywałam wzroku od Olivera. Czułam w nim oparcie. Nikt się jeszcze o mnie tak nie martwił jak on.- pomyślałam i zauważyłam, że znajdujemy się w jego pokoju.
Ułożył mnie wygodnie na swojej kanapie, a sam poszedł do kuchni i nastawił wodę w czajniku. Gdy zauważył, że przysypiam podszedł do mnie i postawił przede mną talerz z jedzeniem.
- Zjedz. Na pewno jesteś głodna. - wychrypiał i opatulił mnie następnym kocem. Widząc, że nie reaguję, podszedł do mnie i zaczął mnie karmić. 
- Nie jestem głodna. - powiedziałam i z powrotem się położyłam. Chłopak cicho westchnął i zostawił mnie samą. 
Zaparzył herbatę i usiadł przy barku. 
- Zostajesz u mnie. - powiedział z powagą w głosie, a ja wytrzeszczyłam na niego oczy.
-  Potrzebujesz opieki Rene. Nie wiem co się z tobą dzieje, ale muszę to powstrzymać . Zmieniasz się. - westchnęłam na jego słowa. 
Miał rację zmieniam się, ale tylko dlatego,że dbam o ich bezpieczeństwo. Oparłam obie ręce na kanapie i przeniosłam się do pozycji siedzącej.
- Nie zrobię tego Oliver. - od powiedziałam stanowczym tonem i okryłam kocem zmarznięte ciało.
- Nie zmienią zdania Renesmee. Wieczorem pójdę po twoje rzeczy. - powiedział i ruszył się z miejsca.
- Połóż się. Ja niedługo wrócę.- posłał mi smutny uśmiech i zginął za drewnianymi drzwiami.

Jego zachowanie bardzo przypominało zachowanie taty, w dzień w którym opuściłam dom. Oliver stał się częścią mojego życia. Stał się najbliższą mi osobą. Tylko jedno nas różni. On jest szczery wobec mnie.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku i zasnęłam.

Dopiero po kilku godzinach przebudziłam się, gdy usyszałam dźwięk telefonu, który dzwonił już od jakiegoś czasu. Przetarłam leniwie oczy i odebrałam.
- Halo? - zapytałam zaspanym głosem, nawet nie patrząc kto dzwoni. W słuchawce usłyszałam zabójczy śmiech, który chwilę później umilkł.
Zdenerwowana spojrzałam na wyświetlacz. Przełknęłam głośno ślinę i czekałam na jego ruch.
- Mała suko przypominam o jutrze. - warknął po jakimś czasie do słuchawki, a ja lekko zadygotałam i przyjęłam prostą postawę.
- Odezwij się kurwa! - krzyknął do słuchawki. Czułam satysfakcję, z tego że się wkurzył. Szkoda, że na żywo nie jestem tak odważna. - pomyślałam i cicho westchnęłam.
- Ja-ja pamiętam. - za jąkałam się i poczułam ulgę, gdy ton jego głosu zmienił się o kilka decybeli. Przeczesałam ręką włosy i nerwowo patrzyłam w ekran widząc, że chłopak jeszcze nie zakończył rozmowy.
- A i jeszcze jedno. Przyjdziesz dzisiaj na imprezę. Jasne!?. -  powiedziała, a w moim oku zakręciła się pojedyncza łza. Przecież dzisiaj niezadobrze się czuję. Dlaczego on każe mi to robić? - zapytałam w myślach i poczułam ogromną gulę w gardle. Zakończyłam rozmowę i opadłam bezsilna na łóżko. Jest potworem nikim więcej. - pomyślałam.

Niechętnie wstałam z łóżka i dokładnie poskładałam koc w kostkę. Przeczesałam włosy szczotką leżącą na stole i opuściłam mieszkanie Olivera, pospiesznie kierując się w kierunku mojego. Złapałam za klamkę i uchyliłam lekko drzwi. Na jednym łóżku siedziała cała trójka. Mieli poważne miny i widocznie przerwałam im rozmowę. Oliver pospiesznie znalazł się przy mnie i spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem.
- Mała przecież miałaś leżeć. - powiedział spokojnym już tonem i pogłaskał mnie po ramieniu, zamykając otwarte drzwi.
Czułam jak nogi się pode mną uginają. Lekko zakołysałam się i złapałam za bolącą głowę.
- Chodźmy już. - powiedział Oliver i złapał mnie za dłoń ciągnąc w kierunku windy.
Czułam, że robię coś nie tak. Czułam, że teraz powinnam mu powiedzieć. I najchętniej bym to zrobiła, ale nie miałam odwagi.  Jestem jak Louis. Tyle, że on jest potworem, a ja jestem tchórzem.

***
Spojrzałam na zegarek. Było już po dwudziestej pierwszej. Oliver dzisiaj wcześniej położył się spać, co okazało się być mi bardzo na rękę. Złapałam za torbę leżącą z boku pokoju i wyjęłam z niej niebieską nakrapianą sukienkę. Pozbyłam się wcześniejszych ubrań i zastąpiłam je nowymi. W pośpiechu wyszłam z pokoju, starając się nie obudzić Olivera. Gdy wyszłam na zewnątrz czekała już na mnie taksówka,która już chwilę później była na miejscu. Zapłaciłam taksówkarzowi i skierowałam się w stronę wejścia do jakiegoś klubu na tyle ogromnego budynku, która trochę wyglądał na zaniedbany. 
- Dobry wieczór. -przywitałam grubszego faceta około czterdziestki, który uważnie przyjrzał się mojej osobie. 
- Nie wpuszczamy nieletnich. -powiedział stanowczym tonem, a ja ujrzłam przed sobą blondyna. 
Niall podszedł do faceta i zaraz potem swobodnie pociągnął mnie do lokalu. 
- Louis jest nieźle wkuriowny skarbie. - szepnął mi do ucha, lekko przygryzając płatek mojego ucha, na co się wzdrygnęłam. Chłopak klapną mnie po dupie i popchną w stronę jakiegoś pokoju. 
Lekko zapukał, a w środku zabrzmiał głos Louisa. Chłopak zmierzył mnie od góry do dołu, a ja myślałam, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Blondyn opuścił pomieszczenie, a ja oparłam się o ścianę, w duchu mając nadzieję, że nic się stanie.
Nie wiem kogo oszukiwałam. Raczej samą siebie.

- Mam na ciebie wielką ochotę skarbie. - zbliżał się w moim kierunku, a ja myślałam, że zaraz wybuchnę płaczem. 
-Obiecuję nie będzie bolało.

***
Wybudziłam się ze snu z ogromnym krzykiem. Byłam cała zdyszana, a pot lał się z mojego czoła. Odgarnęłam włosy do tyłu. Dopiero teraz zauważyłam, że ktoś jest przy mnie. 
Oliver pocałował mnie w czoła i przytulił mnie do siebie. 
- Csii... Już wszystko dobrze Reni, jesteś tu bezpieczna. - wyszeptał troskliwym tonem. 
Ten sen był taki realny, ale jeszcze wszystko przede mną. Nie przyszłam na imprezę, a on na pewno będzie wściekły. Boję się. Skuliłam lekko nogi i złożyłam obie ręce. Wyszukałam w pokoju krzyż i zaczęłam się modlić.




Hejooł.. Witam w kolejnym rozdziale. Jejku dziękuję za wasze liczne komentarze. Koffam was. Akcja, akcja i bum to tylko sen. Nie chciałam na razie aż do tego doprowadzać. Przecież to dopiero 9 rozdział, a ja nie chcę się z wami szybko rozstawać. 
Piszcie co sądzicie. 
A tak po za tym, to jutro do szkoły :( koniec siedzenia i leniuchowania. Ferie powinny być o wiele dłuższe! 
Do soboty :) 

Jejjjjkkkuuu dzisiaj nasz Harry ma urodziny.
Happy Birthday Harry. ♥♥♥
Całkiem możliwe, że pojawi się w następnym rozdziale.  ( PS Jakby co,  to ode mna tego nie wiecie).