niedziela, 4 października 2015

Chapter thirty-three (ostatni)


Renesmee Pov's

Jesienny wiatr twarz dmuchnął mi w twarz, gdy z impetem otworzyłam drzwi prowadzące do sali uroczego blondyna. Nawet nie myślałam, że kiedyś znaczne mu współczuć kiedyś będę się o niego martwić jak o nikogo innego. Inni ludzie z pewnością nie zrozumieliby mojego zachowania. Ja po części również go nie rozumiem, ale czuje, ze robię dobrze. Mówi się, żeby iść za głosem serca,więc właśnie to robię. Moje serię prowadzi do wychudzonej osoby niezwykle przystojnego chłopaka, dla którego moje serce jest w stanie wybaczyć mu każdą krzywdę, którą poczułam od jego osoby, każdą złość, każde spojrzenie, każdy dotyk, każde niewłaściwe posunięcie. Na samą myśl przypomniało mi się jak spod szkoły zabierali go do radiowozu. Jego mina... Długo nie potrafiłam jej zapomnieć i co dziwne nadal mam ją przed sobą. Wyrażała poczucie bezradności, poczucia winy. Wiedziałam wtedy, że żałuję. Tak prawdziwie. Już nic nie udawał, tak jak kiedyś jak próbował pokazać swoją dobrą stronę, a zaraz potem stawał się tym samym zranionym chłopakiem, pełnym emocji, których nie mógł z siebie wydusić.
Szybkim krokiem stanęła przed recepcją. Starałam się zachowywać spokój, jednak emocje były wymalowane na mojej twarzy.
Młoda kobieta, gdy mnie zauważyła bez żadnego pytania wskazała drzwi prowadzące do nowej sali, gdzie znajdował się chłopak. Posłałam jej ciepły uśmiech. Poprawiając szybko torebkę, niepewnym krokiem stanęła przed salą o numerze 2. Nie bałam się już jego, bałam się jego reakcji. Bałam się, że znowu sobie zrobi krzywdę. Może go dziwne, ale czułam z nim silną więź. Jakby nierozłączną. Coś sprawiało, że musiał am być blisko. Otworzyłam z delikatnie drzwi. Nawet nie niego nie spojrzałam, bo zobaczyłam kogoś zupełnie innego. Osobę, której nie potrafiłam teraz spojrzeć w oczy. Jego brązowe loki delikatnie opadły na twarzy, kiedy spojrzał w moim kierunku, . Poczułam nieopanowany strach i wstyd. Spanikowana wybiegłam z przed jego wzroku i biegnąc przed siebie, schowałam się przy automacie w drugim korytarzu. Nie wiem czy wiedział, ale czułam jego obecność, jednak bałam się spojrzeć mu w oczy. Bałam się, że mnie znienawidzi.
— Renesmee — Jego ciepły oddech znalazł się tuż przy mojej twarzy.
Chłopak ukucnął przed moją osobą, i delikatnie zgładził moje ramię, muskając je opuszkami palców.
— Przepraszam, Harry — wy mlaskałam, chowając głębiej twarz między kolanami.
Słyszałam, że cicho wzdycha, a jego palce znajdują się tuż przy moim podbródku. Już po chwili sprawił, że napotkałam na sobie jego zielone tęczówki.
— Aniołku, za co ty chcesz mnie przepraszać, co? — Końcem rękawa wytarł z moich policzków spływające łzy, a moje kruche dłonie, schował w swoich.
— Zawiodłam cię, Harry. Wiem, to.
Chłopak cicho westchnął. Puścił moje ręce, przez co myślałam, że jest na mnie zły. Faktycznie tak było, ale ni tak jak mi się to wydawało.
— To twoje uczucia słoneczko. Jeżeli masz być szczęśliwa z nim, zrób to. Wtedy i ja będę szczęśliwy, będę wiedział, że każdego ranka obudzisz się i będziesz potrafiła się uśmiechnąć. Nic więcej się dla mnie nie liczy. Nigdy cię nie zostawię słonko. Możesz być tego pewna. Cokolwiek postąpisz, zaakceptuje to.
Przez jego słowa, cała się rozpłynęłam. Harry to najcudowniejsza i najwspanialszą osoba pod słońcem jaką kiedykolwiek poznałam. Jest aniołem. Najprawdziwszym aniołem.
— Hej, czemu płaczesz? — zapytał, przytulając mnie do swojego torsu.
— Kocham cię Harry — wyszeptałam mu do ucha, lecz on się tylko uśmiechnął, lecz po chwili mogłam usłyszeć jego melodyjny głos.
— Ja ciebie też słoneczko. — Spojrzał w moim kierunku.
— Chcesz się z nim zobaczyć? — zapytał. Momentalnie pokiwałam głową. Byłam pewna, bo wiedziałam, że mam przy sobie osoby, które zaakceptują moja decyzje. Może nie wszystkie, ale mam garstkę przyjaciół, których wiem, ze będę miała przy sobie, do póki coś lub ktoś nas nie rozłączy.
Złapałam za dłoń, którą podał mi Harry i podniosłam się do pozycji stojącej, powoli podążając za uśmiechniętym chłopakiem.
- Nie śmiej się tak Styles - warknęłam do rozbawionego chłopaka.
- Cieszę się twoim szczęściem, więc mogę, Estebes. - Otworzył na oścież drzwi prowadzące do sali Louisa, sam wychodząc na zewnątrz. " Jak coś jestem na zewnątrz'' - wyszeptał.
Wzięłam głęboki oddech i uchyliłam drzwi, tak że widziałam go tylko ja. Chłopak wyglądał lepiej, jednak nadal był cały blady, a stan jego zdrowia pokazywały pikające obok maszyny. Wzrok miał utkwiony w sufit, tak że nie było szans, żeby nasze spojrzenia się spotkały.
Trochę ochłonęłam i postawiłam pierwszy krok w stronę chłopaka. Usłyszał to i momentalnie spojrzał w kierunku drzwi. Po wzroku widziałam, że był zaskoczony moją obecnością. Chyba nie spodziewał się takiego kroku z mojej strony.
- Renesmee... - wydukał cichutkim głosem, lecz po jego tonie słyszałam, że był wzruszony.
Niepewnie złapałam za krzesłom i usiadłam przy jego osobie. Widziałam jego smutny uśmiech. Bałam się, że zaraz wybuchnę płaczem, ale tym razem ze szczęścia. On żyje... Musiał mnie słyszeć.
- Nie sądziłem, że kiedyś przyjdziesz, Rene. - Próbował podnieść się do pozycji siedzącej, jednak mu to uniemożliwiłam.
- Nie powinieneś się przemęczać. - Założyłam blond kosmyk za ucho i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Dziękuję. - Ponownie ułożył się na łóżku i spojrzał w moim kierunku.
- Dziękuję, że tutaj jesteś Renesmee. To dla mnie bardzo wa... - Nie zdążył dokończyć, gdyż mu przerwałam.
- Wybaczam ci, Louis - powiedziałam stanowczo, a on przybrał grobową minę. Był zaskoczony moim wyznaniem. Niepewnie wyciągnęłam w jego stronę dłoń i przyłożyłam do jego. Byłam mocno zestresowana. Bałam się, że teraz mnie odepchnie, jednak on splątał nasze dłonie i przyłożył ją do swoich ust, delikatnie muskając.
- To najlepsza wiadomość jaką mogłem usłyszeć Renesmee. Dziękuję, że do mnie przyszłaś. Dziękuję, że zatrzymałaś mnie na ziemi. Moje serce bije już tylko do ciebie. Byłem idiotą. Cholernym idiotą. Sądziłem, że to nigdy się nie stanie, a jednak siedzisz tutaj i jesteś ze mną. Siedzisz tu i posyłasz mi swój uroczy uśmiech. Dziękuję. Jestem teraz twoim dłużnikiem i chyba nigdy nie będę mógł ci tego wynagrodzić. — Gdy kończył, kurczowo uścisnęłam mocniej jego dłoń, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Zrozumiałam, że znaczy dla mnie coś więcej. Coś czego jeszcze nigdy w życiu nie zaznałam. Czy to właśnie ta miłość, o której wszyscy w kółko gadają? Jak tak to już wiem dlaczego.
— O czym myślisz, księżniczko? — zapytał a ja się zarumieniłam. Bałam się, że mnie wyśmieje jak mu powiem.
— O miłości — wyszeptałam, szybko spuszczając głowę w dół i zatapiając wzrok w szarych kafelkach.
Dłoń chłopaka natychmiast mnie puściła i znalazła się przy moim podbródku. Uniósł go do góry, tak żebym napotkała na drodze jego błękitne tęczówki.
— I co, wymyśliłaś coś? — zapytał powoli zbliżając się do mojej twarzy. Przeczuwałam co się zaraz wydarzy, jednak byłam pewna, że tego chcę. Byłam bardzo zdenerwowana, ale wyczekiwałam tej chwili, kiedy zasmakuję tego prawdziwego uczucia.
— Że chyba właśnie ją czuje — powiedziałam, przygryzając przy tym wargę, a chłopak schował kosmyk moich włosów za ucho, lekko przygryzając jego płatek.
— Ja chyba też księżniczko. — Zrobiłam pytający wyraz twarzy, a chłopak się zaśmiał.
— Chyba też to czuję.
Złapał w swoje dłonie moją twarz i delikatnie zetknął się z moimi ustami, po chwili się od nich odrywając.
— Kocham cię — powiedział, tym razem zachłannie wpijając się w moje usta.

The end

Hej, wiem minęło półtora miesiąca, ale musiałam zakończyć tą historię nie ma bata. No i szczęśliwy happy end. Czy Renesmee postąpiła dobrze, sama nie wiem. Louis ją skrzywdził, ale jest tak dobrym człowiekiem, że postanowiła mu wybaczyć. Może nie chciała mieć go na sumieniu, a przy okazji poczuła coś więcej? Oceńcie to sami. Przeżyłam wspaniałe 10 miesięcy. Dziękuję wam. Na dniach dodam szczegóły zakończenia bloga.
Dziękuję wam, że byliście. 
Kocham was.
Do zobaczenia, Ola.
W planach mam jeszcze wiele pomysłów na blogi, więc jak chcecie to wyczekujcie tutaj linków.
Aktualnie prowadzę http://criminal-fanfiction-nh.blogspot.com/, więc miło byłoby was tam zobaczyć.
:') Ja nie płaczę... Eh to oczy mi się pocą. Nie chcę się żegnać. :(

Zajrzelibyście jeszcze na bloga koleżanki http://zyciejestsuperzyj.blogspot.com/ i dodali od siebie co nie co? Będzie wam bardzo wdzięczna.
No to cóż.
Dziękuję wam za wszystko.
Do zobaczenia.
Ola

A i jeszcze jedno. Niech każdy kto to przeczyta, niech skomentuje. Chciałabym wiedzieć ile was było. :) I napiszcie kto był waszą ulubioną postacią. Ja całym sercem byłam z OLIM <3 I Hazzą <3 No i Renesmee <3

niedziela, 20 września 2015

Notka

Hej, wiem zawaliłam na całej lini. Minął miesiąc i nic nie dodaję. Macie prawo być źli, ale jest to spodowowane pójściem do liceum. To nowa sytuacja, więcej nauki i próbuję się ogarnąć. Postaram się dodać coś w najbliższych czasie. Prawdopodobnie będzie to ostatni bądź przedostatni post na tym blogu. Zbliżamy się już do końca opowiadania.
Tymczasem zapraszam was na http://criminal-fanfiction-nh.blogspot.com/ ( Ps. Mam tam napisane rozdziały na zapas, więc pojawiają się one regularnie. Żeby nie było, że tam coś piszę, a tutaj nie.)
Do kolejnego rozdziału. Maybe w weekend.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Problems, they joind us - Nowy blog


Cześć wszystkim, to jeszcze nie rozdział. Chciałabym was zaprosić na moje nowe opowiadanie o Niall'u Horanie, który wcieli się w opiekuńczego pełnego problemów z przeszłości chłopaka, pomagającego skrzywdzonej dziewczynie.

Link: http://criminal-fanfiction-nh.blogspot.com/

wtorek, 18 sierpnia 2015

Chapter thirty-two

Notka pod rozdziałem!

Renesmee Pov's

      Zdesperowana podążałam zatłoczonymi ulicami. Latarnie uliczne właśnie zgasły, a słońce zajęło ich miejsce. Byłam już w połowie drogi do Louisa i cały czas zastanawiałam się czy dobrze robię. To co się wydarzyło... Skrzywdził mnie, ale po części go rozumiem. Kierował się uczuciami. Miłością do swojej siostry. Cieszę się, że nie poznam, nigdy biologicznych rodziców. Czuję do nich niechęć i nienawiść. Zrobili coś, gorszego niż Louis. Bardziej mam pretensje do nich niż do Tomlinsona. Miał szansę pokazać, że nie jest zły. Widzę, że się zmienił i choć nadal się boję, jestem gotowa stawić czoła strachowi, który we mnie jest i nie chce odejść.
      Otworzyłam na oścież drzwi psychiatryka. Po poprzednim razie, wiedziałam, gdzie się kierować. Przywitałam się z recepcjonistką i przeszłam przez zaciemnione drzwi, w głąb korytarza. Dziwiłam się ciągłą ciszą. Weszłam w znajome mi drzwi, lecz nigdzie nie zastałam ani Louisa, ani innej żywej duszy.
      Zdziwiona wróciłam do recepcji i czekałam aż młoda kobieta zakończy rozmowę.
— Słucham? — usłyszałam piskliwy głos blond piękności, o bladej karnacji.
— Szukam Louisa Tomlinsona.
Wyraz twarzy dziewczyny diametralnie się zmienił. W skupieniu czekałam aż przetrawi w sobie odpowiedź, lecz gdy tak się nie stało, ponowiłam prośbę.
— Nie mogę udzielać informacji osobom do tego nieupoważnionym — usłyszałam po długim oczekiwaniu.
Coś musiało się stać. Coś złego. Czułam to.
— Proszę, to bardzo ważne. Jestem mu coś winna.
— No dobrze — powiedziała i nabazgrała coś na karteczce, podając mi ją do ręki.
— Co to jest? — zapytałam zdziwiona. — Adres szpitala, w którym przebywa pan Tomlinson. 
   Wybiegłam z budynku, nie pytając się o resztę szczegółów. Truchtem, znalazłam się na najbliższym przystanku i zdenerwowana wsiadłam, w podjeżdżający autobus.
      Denerwowała mnie nawet najcichsza muzyka, brzdąkanie czy nawet kichnięcie. Znowu to zrobił. Znowu wtargnął się na swoje życie, przeze mnie. Wysiadłam przy szpitalnym budynku i wbiegłam zdenerwowana do recepcji. Nie chciałam czekać, wbiegłam na pierwszy oddział. Akurat go przewozili. Leżał nieprzytomny. Był taki bez życia, cały blady, opatulony kołdrą.
Schowałam się w korytarzu i gdy lekarz wyszedł, wtargnęłam do pomieszczenia. Był nieprzytomny.
Podbiegłam do chłopaka. Złapałam za taboret przy szafce nocnej i ustawiłam go obok łóżka chłopaka.
— Louis słyszysz mnie? — zapytałam, lecz nie zastałam odpowiedzi, Zakryłam usta ręką i wydobyłam z siebie cichy szloch.
          — Ty musisz żyć. Rozumiesz? Musisz walczyć.
Wydobyłam z siebie tonę łez i usłyszałam skrzypienie drzwi. To pielęgniarka.
         — Kim pani jest? Nie można tutaj przebywać — usłyszałam. Kobieta odłożyła tackę z lekami i dotknęła mojego ramienia.
—  Jeżeli nie jest pani z rodziny, musi pani wyjść. — Pokiwałam głową i wstałam na równe nogi, kierując się w stronę wyjścia. Chciałam wyjść, jednak na chwilę wróciłam do chłopaka.
— Wybaczam ci Louis. Wszystko ci wybaczam — wyszeptałam wprost do jego ucha i wyszłam z sali nie odrywając wzroku od ciała chłopaka.
Wyszłam na zewnątrz szpitala i cała roztrzęsiona wybrałam numer do Nialla.
— Hallo, Renesmee, czemu nie odbierałaś? Martwiłem się.
— Przyjedziesz po mnie? — wydukałam przez łzy.
— Coś się stało? Zrobił ci coś?
— Nie, po prostu przyjedź pod szpital, proszę.
Wrzuciłam telefon z powrotem do torby i w skupieniu czekałam na blondyna. Jeżeli on się nie wybudzi, nie wybaczę sobie tego. On się zmienił, zrobił to. Nie wiedział co robi, raniąc mnie. Był chory. To nie jego wina,
Horan podjechał z piskiem opon i od razu rzucił się w moim kierunku.
— Wszystko dobrze? — zapytał, głaszcząc mnie po plecach.
— Nic nie jest dobrze, Niall.
***
Przez weekend do nikogo się nie odezwałam, nie spałam, nie jadłam. Cały czas myślałam tylko o tym, czy Louis przeżyje. Czułam się wszystkiemu winna. Miał dobre chęci, a ja go od tak odtrąciłam.
Usłyszałam pukanie do drzwi, które otworzyły się na oścież.
— Hej, Reni, trzymasz się jakoś? — zapytał zmartwiony Oliver.
— Jakoś tak — odparłam i poczułam jak pode mną ugina się materac. Ręka chłopaka wylądowała na moich plecach i delikatnie je głaskała.
— To mogło się zupełnie inaczej potoczyć, Oliver. Nie leżałby tam teraz walcząc o życie.
— Spojrzałam w jego kierunku i wtuliłam się w tors chłopaka.
— Oliver, to złe, że mu wybaczyłam? — zapytałam.
— Nie, skarbie. To bardzo odważna decyzja. Jesteś najdzielniejszą osobą jaką znam. — Spojrzałam w jego niebieskie tęczówki i wykrzywiłam twarz w smutnym uśmiechu.
— Dziękuję, Oliver i jednocześnie przepraszam za wszystko. Z wszystkie kłamstwa.
— Dlaczego mówisz jakbyś się żegnała?
— Sama nie wiem, Oliver. Wszystko się popsuło. Czuje się tak jak wtedy. Źle.
— Będzie dobrze, Rensemee.
— Obiecujesz? — zapytałam. Oliver chwilę się zastanowił, po czym przytaknął głową.
— Obiecuję.

***

Po wyjściu Olivera ułożyłam się na łóżku i skupieniu czekałam na powrót dziewczyn. Usprawiedliwiły mnie udawaną chorobą, przez co musiałam udawać obłożnie chorą. Przekręciłam się na lewy bok i poczułam głośne wibracje, wydawane przez mojego smarthphona. Zauważyłam nieznany numer. 
— Słucham? — zapytałam.
— Czy rozmawiam z Panią Renesmee Estebes?
— Tak, w czym mogę pomóc?
— Pan Louis Tomlinson wybudził się ze śpiączki i chciałby się z panią widzieć.

Hej, Wiem, zawaliłam na całej lini. Nie było mnie ponad 3 tygodnie. Kompletnie nie miałam pomysłu na rozdział, więc wyszło właśnie coś takiego. Bardzo wasz przepraszam. Wiem, że dwie osoby nadal czekają. Nie wiem co zresztą. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i zostaniecie do końca, jeśli nie postaram się zrozumieć.
Skomentujcie rozdział, proszę. Chcę wiedzieć, ile z was jeszcze tutaj zostało.
Buziaki, Ola D.