niedziela, 24 maja 2015

Chapter twenty-two

Uwaga!!! Zmieniłam nick z Ho ney na Ales sia :)


Lottie spojrzała na mnie z goryczą w oczach. I co ja jej miałam odpowiedzieć? Nie mogę powiedzieć jej prawdy. Wtedy Louis na pewno by mnie zabił i zakopał żywcem. Nie chcę do tego dopuścić. Próbuje podnieść do góry, ale boję się, że się rozkleję.
— Rene nie musisz go kryć. Jeżeli coś ci zrobił... Powiedz mi. Proszę. Przebywasz tu bez swojej zgody? Nie można tak, przecież wiesz.
— Nie! Jest okej. Wywrócił się na schodach. To kilka zadrapań. Nic takiego. — Posyłsam jej smutny uśmiech, który odwzajemniła. Chcę, żeby mi uwierzyła, ale nie sądzę, że to zrobi. Jest czujna. Widać po niej. Jest dobrym materiałem na detektywa bądź policjanta. 
— Na pewno? — pyta podejrzliwie. 
Przełykam głośno ślinę.
— Tak — odpowiadam niemal szeptem, a Louis wraca do kuchni, zziajany. Chciał tu cały czas być. Wracał jak najszybciej.
— O czym rozmawiałyście? — pyta, gdy siada obok mnie przy stole i obejmuje mnie w pasie.
— O spódnicy Rene. Jest naprawdę śliczna.
— Mam niezły gust, prawda? — pyta, a Lottie spogląda w moim kierunku. Jest coraz bardziej podejrzliwa. Wydaje mi się, że zna prawdę, ale na razie próbuje ją zachować dla siebie. Inaczej byłoby już po mnie.
— Prawda. Muszę się już zbierać, mam lekcje baletu za godzinę w centrum. Rene chciałabyś się ze mną zabrać? Pasujesz tam. Masz predyspozycje. — Spogląda na mnie pomocnym wzrokiem. Ile bym dała, żeby Louis się zgodził. Wszystko, aby ominąć jutro. Zanim zdążam coś powiedzieć, Louis spogląda na siostrę złowieszczym wzrokiem.
— Mamy z Rene inne plany.
Lottie miała już protestować, jednak w ostatnim momencie się powstrzymuje.
— Dobrze. Ja już będę lecieć. Rene odprowadzisz mnie? — pyta, a Louis wzrokiem zgadza się na jej prośbę.
Niemal w podskokach wędruję za blondynką i przy drzwiach staję obok niej. Dziewczyna zakłada buty, po czym rzuca mi się na szyję.
— Nie daj się Renesmee. Będę przychodziła tu co dwa dni. Gdy będziesz gotowa, powiedz. — szepczę mi do ucha, a ja kiwam głową.
— Pa Lottie.
Słyszę jeszcze głuche "pa" od niebiesookiej, po czym zamykam drzwi za dziewczyną. Zazdroszczę Louisowi takiej siostry, Jest zupełnym przeciwieństwem jego. Dlaczego on nie jest taki jak Lottie? Wtedy byłby o wiele lepszą osobą niż jest teraz. Nawet mogłabym go pokochać, ale nie tego Louisa, który się nade mną znęca dla własnej przyjemności. Odwracam się na pięcie. Widzę jak Tomlinson przygląda mi się w skupieniu. 
— O czym rozmawiałyście? — pyta od razu. Nie złapał się na bajeczki Lottie. Mogłam się domyślić, że tak będzie.
— Przecież wiesz. O spódnicy — mówię dosyć przekonująco. Tomlinson zaczyna się śmiać i podchodzi do mnie bliżej.
— Nie wierzę w wasze babskie pogaduszki. O czym rozmawiałyście? — krzyczy w moją stronę i ciągnie za pukiel moich włosów. Cicho piszczę, na co chłopak rozluźnia uścisk.
— Nie ładnie kłamać Renesmee. 
Przerzuca mnie przez swoje ramię. Oblatuje mnie strach jak nigdy. On nigdy się nie zmieni. Nigdy. Miły Louis nie istnienie.
Kopię go w plecy, lecz on nie reaguje. Rzuca mnie na materac w piwnicy i zrzuca z siebie koszulkę.
— Wybrałaś złą opcję Rene. Gdybyś nie kłamała nie bolałoby tak bardzo, Masz szczęście, że nie mam dziś czasu na więcej. Przejdę od razu do rzeczy skarbie.
Z moich oczu zaczęły wylatywać łzy, gdy zauważam, że rozpina guzik swoich spodni, po czym pozbywa się ich i rzuca w kąt. Już raz go widziałam, ale gdy widzę go teraz przed sobą, jego członek wydaje się dużo większy. Oblewa mnie fala potu. To mój pierwszy raz. Pierwszy raz, gdy jestem zgwałcona i pierwszy raz z potworem. Boję się. To boli. Zbliża się do mnie. 
— Wstań — rozkazuje, a ja robię to co mi każe. I tak nie zdołam już uciec. Dokładnie zamknął drzwi w piwnicy. Oparł mnie o ścianę i powoli sunął moją spódnicę, przez co przeszły mnie dreszcze. Szybko pozbył się również moich majtek.
— Pierwszy raz? — pyta, a ja od razu kiwam głowę,
— To dobrze przynajmniej zapamiętasz, że był to najgorszy raz.
Spojrzał w dół mojej kobiecości. Uniósł mnie ku górze, trzymając stabilnie za pośladki.
— Louis zostaw mnie. Proszę — błagam, lecz nie reaguje. Wydobywam z siebie ciche szlochy.
— Jesteś spięta. Rozluźnij się. Już! — krzyczy, a coraz bardziej tracę kontakt z rzeczywistością. I wtedy czuję, Jest już we mnie. Zrobił to tak gwałtownie. Czuję jak mnie wszystko pieczę. Krzyczę, żeby go wyjął, na co on wsadza penisa jeszcze głębiej. Zaciskam mocno powieki i zaczynam krzyczeć. Zaczynam krwawić, ale to nie jest dla niego przeszkodą. Robi mi krzywdę. On...Nie może być człowiekiem. Nie zasługuje na to. Zaczynam odliczać czas. On doszedł, ale ja nie potrafię, lecz bez świadomości po chwili  to robię. 
— Było idealnie skarbie. — Głaszcze mój policzek. Jestem zbyt słaba by protestować. Rzuca mną na materac. Krew nadal wylatuje z dolnych partii ciała. Przecieram oczy. Światło zaczyna razić moje źrenice.Słyszę, że Tomlinson śmieje się ze mnie.
— Będę przychodził co półgodziny. Twoja kara nie może być taka krótka. — Zakłada spodnie i wychodzi. 


**************************************************************************
Hej, tym razem rozdział trochę szybciej niż wcześniej. Miałam go dodać jutro, ale jest nowy szablin to i nowy rozdział musi być. haha Jak wam się podoba? Zapraszam do komentowania. 




sobota, 23 maja 2015

Chapter twenty-one




Czułam się zdruzgotana. Naprawdę byłam zdziwiona jego przemianą. Nie sądziłam, że kiedyś to nadejdzie i nadal nie jestem do niego przekonana. Nie mam do niego zaufania i nic tego nie zmieni. Za dużo złego już zrobił. Teraz przychodziło na myśl tylko jedno pytanie. Czy mimo to mnie wypuści? Jedyne o czym marzę, to zapomnieć o nim i o tym najgorszym okresie w moim życiu. Spoglądam w jego kierunku. Jego spojrzenie nie wyraża żadnych uczuć, co wprowadza mnie w obłęd. Jest mi przykro, patrzeć jak cierpi, ale czy jemu było przykro, jak cierpiałam ja? Nie sądzę, żeby przejmował się moim losem.
- Dasz mi odejść? - pytam, ledwie słyszalnym głosem. Mam nadzieję, że rozumie moją decyzję. Nie chcę być jego niewolnicą, ale czy nie dał mi do zrozumienia, że nie wypuści mnie stąd nigdy. Jednak czułam potrzebę zapytania o dręczącą mnie teraz rzecz.
- Chcesz tego? - pyta smutnym tonem, lecz jego wyraz twarzy zmienia się na twarz potwora. Czyżby to była tylko chwilowa zmiana. Mogłam się przecież domyślić.
Spogląda z powrotem w moim kierunku. Korzystając z okazji kiwam głową, a on zaciska ręce w pięści.
- Nie dam ci odejść Renesmee. Nigdy. - Odchodzi, zostawiając mnie zdruzgotaną. Czuję, że tym pytaniem zepsułam mu humor i do końca dnia może nie być już tak wesoło. Narasta we mnie złość, jakiej nigdy nie było. Jest przestępcą. Czemu muszę płacić za błędy ojca? Czemu? Uderzam pięścią w blat kuchenny i pozwalam swoim łzom wypłynąć na wierzch. Opieram się o niebieską poręcz i stopniowo opadam na podłogę, wypełnioną kafelkami. Nienawidzę go. Zniszczył mi życie i nadal to robi. Potwór - to jedyne określenie jakie przychodzi mi teraz na myśl. Widzę jego kroki i po chwili znowu widzę jego sylwetkę w kuchni.
- Nie płacz. To nic nie da.
- To daj mi odejść - szepczę przez łzy.
- Nie! - krzyczy i podchodzi do mojej osoby. - Nadal potrzebuję kogoś do towarzystwa. Jestem tu sam. - Podaje mi rękę. Niezdecydowana jednak podaję mu rękę. Stoję na przeciw niemu. Czuję nienawiść do jego osoby, jednak nie wiem czy to jest jedyna rzecz, którą teraz mogę poczuć.
- To nie był powód porwania ciebie. Po prostu znalazłaś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. - Schował kosmyk moich włosów za ucho. Zauważyłam, że jestem mocno spięta. Nadal się go boję i on to wie. Założył ręce na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie. Zbliżył się w stronę mojej szyi. Odepchnęłam go z całej siły, przez co poleciał na mebel, za nim.
- Ja nie chcę - wychrypiałam, a on się zadziornie uśmiechnął.
- Masz rację. Przełóżmy to na wieczór. Zaraz przychodzi moja siostra. Masz być grzeczna. Rozumiesz? - zapytał, podchodząc znowu w moim kierunku. Nachylił się w stronę moich ust i przygryzł delikatnie moją wargę. Cicho zapiszczałam. Zaśmiał się głośno, przez co poczułam złość buzującą w moim ciele.
- Rozumiesz?- ponowił pytanie, a ja tym razem mu przytaknęłam.
- Dobrze, Przebierz się. Powinna być lada chwila.
- Dobrze. - Skierowałam się w stronę salonu. Nadal czułam na sobie jego wzrok. Gapi się na mnie i ja to wiem. Skrępowana, wyjęłam luźną bluzkę i dresy z torby. Skierowałam się w stronę łazienki, lecz Louis, zagrodził mi drogę. Czy zrobiłam coś źle? Przecież to kazał mi zrobić. Ubrać się.
- Załóż spódnicę - wyszeptał mi do ucha i podał mi szare pudełko i otworzył przed moimi oczami. Znajdowała się w nim czerwona niczym gęsta zaskrzepnięta krew krótka mini. Humor mi się od razu popsuł. Niechętnie, wzięłam ją od niego. Nigdy nie chodzę tak po domu. Wiem, co mu chodzi po głowie i trochę mnie to przeraża. W szybkim tempie przebieram się z wczorajszego stroju. Wrzucam ubrania do kosza. Wychodzę z łazienki, jak najniżej opuszczając opinającą mnie spódnicę. Wpija mi się w ciało. Staram się wytrzymać. Schodzę na dół. Louis stoi przy kuchence. Jest to nietypowy dla mnie widok. Gdy mnie widzi, obraca się dookoła własnej osi i przygląda mi się z zaciekawieniem. Oblizuję wargę i uśmiecha się w moim kierunku.
- Wyglądasz ładnie - komentuje mój ubiór. Zdesperowana siadam przy stole, gdzie czekają już na mnie naleśniki.
- Zjedz wszystko. Później nie będzie czasu na obiad. - Puszcza do mnie oczko, a mnie mdli, na myśl o wieczorze. Nie zmusi mnie do seksu. Musiałby mnie Z.G.W.A.Ł.C.I.Ć. Wiem, że jest do tego zdolny. Zanim zdążam, spożyć pierwszy kęs, słyszę dzwonek do drzwi. Tomlinson niemal natychmiast, wyłącza palnik i podąża w stronę drzwi wejściowych. Słyszę w drzwiach rozbawiony dziewczęcy głos.
- Cześć Louis - wita się z bratem, a ja staram się zjeść jak najwięcej, zanim zdąży tu wrócić. Dziewczyna wchodzi do kuchni. Jest zdziwiona na mój widok.
- To twoja dziewczyna? - pyta blond piękność. Jej niebieskie tęczówki, tryskają energią, ale teraz patrzy na mnie z przerażeniem.
- Tak. To jest Renesmee. Renesmee to jest Lottie - posyła mi groźne spojrzenie. "Dziewczyna"?Czemu kłamie własnej siostrze? Blondynka podąża w moim kierunku i podaje mi dłoń.
- Miło mi cię poznać, Renesmee - mówi.
- Mi ciebie też - szepczę, a dziewczyna przybiera smutnych odcieni. Spoglądam na Louisa. Jest zdenerwowany. Łapie ze mną kontakt wzrokowy. Na szczęście słyszę dzwonek jego telefonu.
- Zaraz wrócę - akcentuje to zdanie. Wiem, że mnie ostrzega. Kiwam mu głową, a on trochę nieufnie podąża w stronę dźwięku muzyki. Gdy znika brat Lottie, niebieskooka siada obok mnie i przygląda mi się z bólem w oczach. Dopiero teraz spostrzegam, że wpatruję się na moje liczne rany, tylko ramię mam zabandażone. Bierze głęboki wdech i wzdycha z bezradności.
- Renesmee czy on cię bije?

_____________________________________________________________________________
Zastanawiałam się czy nie skończyć już bloga. Miły Louis i wgl., ale nie jeszcze go poprowadzę. A Louis pokaże, jeszcze swoją złą stronę. Dawno nie dodawałam rozdziału. Bardzo was przepraszam. Mam nadzieję, że jeszcze jest tu ktoś.
Zapraszam w dalszym ciągu na https://protection-fanfiction-pl.blogspot.com/. Zaczęłam pisać też opowiadania fantasy o Harrym, lecz jest ono na razie w fazie przygotowawczej. Jak napiszę na zapas to dodam link. Na razie mam sam prolog, więc to jeszcze za wcześnie.
Czekam na wasze opinie. Bardzo gorąco polecam też trylogię "Ognista". Jak ktoś nie czytał to gorąco polecam, bo warto. 
Kocham i ściskam, Ola.



sobota, 9 maja 2015

Chapter twenty


Rano przebudziłam się dosyć wcześnie. Mojej uwadze nie umknął fakt, że w domu panowała jeszcze grobowa cisza, co znaczy że Tomlinson jeswiem śpi. Opatuliłam się ciepłym kocem i po cichu podreptałam w stronę drzwi. Gdy usłyszałam jego głośne chrapanie, lekko podskoczyłam, po czym wcieliłam swój plan ucieczki w życie. Miałam teg.o nie robić, ale nie mam wyjścia. Jeżeli jeszcze chcę żyć muszę to zrobić. Muszę stąd uciec jak najszybciej się da. Przekroczyłam próg przedsionka i zahaczyłam opuszkami palców o klamkę drzwi wyjściowych. Wzięłam głęboki wdech i mocniej ją pociągnęłam, a drzwi otworzyły się z hukiem. Zadrżałam. Przekroczyłam próg drzwi. Miałam duże obawy. Coraz bardziej zbierał się we mnie strach. On mnie zabije, jak się dowie. Mimo to ruszyłam przed siebie, jednak poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu.
- Myślałaś, że uda ci się uciec? - zapytał znajomy mi głos, jednak nie był to głos Louisa. Niall. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, lecz ten przyłożył mi z pięści w twarz i zaciągnął siłą do z powrotem do domu.
- Głupia idiotka. Popełniłaś duży błąd dziwko.
- cały czas powtarzałam sobie w myślach to zdanie i wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem skończona.
- Co do kurwy jędzy? - zapytał Louis, schodząc po schodach. Cały czas byłam w objęciach Nialla. Chłopak mnie momentalnie od niego zabrał i rzucił w drugi kąt. Czułam ogromny ból w kolicach prawego ramienia. Obróciłam rękę i zauważyłam ogromną ranę, z której sączyła się czerwona ciecz.
- Próbowała uciec - powiedział Niall, spoglądając ukratkiem na mnie. Tomlinson momemntalnie obejrzał się w moim kierunku i obrzucił mnie złowrogim wzrokiem.
- Zostaw nas Niall! - warknął w stronę chłopaka. Blondyn niechętnie zerwał się z kanapy i pożegnał Louisa machnięciem ręki. Odprowadziłam go wzrokiem i zauważyłam jak znika za werandą. Gdy wychodził trzasnął za sobą drzwiami. Zostawił mnie samą z nim. To nie może się dobrze skończyć.
Brunet skierował się w moim kierunku. Natychmiast zasłoniłam się ramionami i skuliłam w kłębek. Wiedziałam doskonale co mnie czeka, jednak to był stały odruch. Uklęknął przede mną. Zauważyłam, że nad czymś się zastanawia. Co jeżeli obmyśla plan działania? Zaczerpnęłam głęboko powietrza i odwróciłam głowę. Nie chciałam patrzeć jak mnie uderza.
Mijały jednak chwile, a on nie wykonał żadnego ruchu. Dlaczego? Dlaczego jeszcze nic się nie wydarzyło? To niemożliwe. Spojrzałam z powrotem na jego twarz, ale była już o wiele łagodniejsza.
— Pokaż mi rękę — niechętnie podałam mu dlon. Chłopak sam odwinął rękaw. Poczułam silne pieczenie. Tomlinson skrzywił się, cały czas nie odrywając wzroku od ramienia.
— Chodź musimy ci to opatrzeć — powiedział tonem gotowym do działania i wyciągnął w moją stronę prawą dłoń.
Bałam się mu zaufać. Prawda jest taka, że teraz może być miły, ale za sekunde może być zupełnie inaczej. To jego dwa oblicza, która są dla mnie zagadką.
— Nie bój się. Proszę — odwzajemniłam uścisk, a on delikatnie uniósł mnie ku górze i przerzucił przez ssiebie. Nie miałam zamiaru się szarpać. Jest miły. Nie chcę, żeby zaraz wybuchnął.
Usadził mnie na blacie kuchennym, a sam zajął się poszukiwaniem bandaży. Oczyścił ranę wodą utlenioną i zaczął okręcać moje okaleczone ramoę. Lekko się wzdrygnęłam, a chłopak spojrzał się na mnie z przejęciem.
— Nie mam zamiaru już być takim potworem — powiedział nagle, gdy skończył użerać się z bandażem. Spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem, a on kontynuował.
— Nie popełnić błędu twojego ojca — dodał, ale chyba nie skończył. Chciałam mu przerwać, ale mówił dalej.
— W 2007 twój ojciec wracając o bar, nieźle się upił ze swoim kolegą. Wracał późno. Dokładnie tak jak moja siostra. Miała lekcje baletu i nie miał kto jej odebrać. Niestety trafiła na twojego ojca. Zgwałcił ją i zabił.
Myślałam, że oczy zaraz mi wyskoczą. Przecież to nie możliwe. On by tego nie zrobił. Nie! Nie mieści mi się to w głowie.
— Dlatego taki jestem, a raczej byłem. Nie chcę być takim skurwysynem jak twój ojciec — dodał. Zauważyłam jak z jego oka wylatuje pojedyncza łza. Spontaocznie przytuliłam go do siebie, a on dziwnym sposobem nie protestował. Bardziej wtulił się w moje zdrowe ramię i wypłakiwał ostatnie łzy. Dopiero teraz widzę jak długo to musiał w sobie trzymać. On cierpiał, lecz moim kosztem. A wszystko przez mojego ojca.
W końcu się ode mnie oderwał i spojrzał głęboko w oczy.
— Przepraszam Renesmee. Tak bardzo cię przepraszam.
------------------------------------------------
Hej. I zjowu krótki i trochę, no i niesprawdzony. Przepraszam. Nawaliłam. Ale Louis jest miły, to wy może też nie będziecie źli. Jeszcze może mu się odmoeni, ale chyba raczej twgo niw chce.
No nic. Do następnego.

Protection-fanfiction-pl.blogspot.com


piątek, 1 maja 2015

Rozdział?

Nie to jeszcze nie rozdział. Pojawi się on pewnie dopiero w następnym tygodniu. Powód? Jestem na majówce w Kokotku do niedzieli i nie mam kiedy napisać. Bardzo wasz przepraszam. Mam nadzieję, że zrozumieć ie. Miłego 3-dni owego weekendu. Do zobaczenia w następnym rozdziale.
Chyba powinna iść spać. Jest 00:27, a o 6 pobudka. Nie ciekawie.
Kocham was,
Do następnego smerfy :)
Wasza Ola :)